Fotel może być rzeczą standardową i codzienną (ten szary w kącie). Może być rzeczą abstrakcyjną, elementem wyobrażenia, podobnym nieco do fantazji niekoniecznie erotycznych (szczególnie po całym dniu przechadzania się tu i tam). Są fotele w teatrze i te w autobusach.
Z wielką przyjemnością wspominam sesje zbiorowego przytulania się w zbiorkomach. Trochę od niechcenia, trochę łokieć w żebro, trochę bujania przy zakrętach i fala tsunami zrobiona z ludzi przy gwałtownym hamowaniu. Nic tak bardzo nie zbliża podróżujących jak rejs w godzinach szczytu przez miasto. Szczególnie, gdy klimatyzacja nie działa, a okna niekoniecznie mogą pozostać otwarte. Takie są realia i należy mówić o nich wprost. Prosto.
Na stojąco mamy emocji tysiąc plus jeden. Trochę walka o przetrwanie, szczypta adoracji albo powtórka z gimnastyki. A co z miejscami siedzącymi? Bo o tych zwykle się nie mówi? Szara strefa. Z czerwono-niebieskim okuciem.
Rzecz o miejscach siedzących, co zawsze jest ich mniej. A są całkiem “do zniesienia”, bo począwszy od najlepszych miejsc na końcu, przez miejsca za szybą, kończąc na tych zaraz na początku, gdzie można udawać, że prowadzi się cały pojazd. Śmiesznie dziecinnie. Dlaczego by nie? Siedzenia jako element najbardziej pożądany. Azymut ludzi na zajezdni autobusowej, gdy podjeżdża zupełnie pusty autobus. Siedzenia dla ludzi wybranych, nie dla wszystkich, elitarne.
(Najgorszy moment to ten, gdy bardzo chce się pokazać, że możemy ustąpić miejsca, że chcemy i do tego dążymy, a jednak się nie da.)
Siedzenie jako waluta – proszę usiąść, a ja za to będę miał dostęp do świeżego powietrza. Ustępowanie siedzenia jako czyn chwalebny – proszę sobie usiąść – cały autobus bije brawo, owacje z każdej strony, łzy wzruszenia – nie dziękuję – “ty się jeszcze w życiu nastoisz” (potem rezygnacja).
Siedzenia mają to do siebie, że nad osobą wykonującą siedzenie znajduje się całkiem dużo wolnej przestrzeni. I tak: kolano wbite w kolano. Łokieć miarowo uderza w tył głowy, sylwetka niebezpiecznie kładzie się na siedzącego; cóż zrobić, gdy masa ludzi wymusza to niechciane zbliżenie?
Czy zaczyna to brzmieć niebezpiecznie? Niebezpieczeństwo zdecydowanie pojawia się z każdym przystankiem. Ale to już historia na inny spektakl.