Pająk siedział w kucki, kościste kolana wystawały za jego uszami. W jednej ręce trzymał lutownicę, a w drugiej długą pęsetę z przewodem. Chudy, o okrągłej jak piłka głowie i wręcz nienaturalnie długich kończynach, był ludzkim ucieleśnieniem stawonoga.
Odłożył pęsetę i wyprostował rękę, która bez trudu dosięgnęła leżącego na stole laptopa. Nie mniej chudymi palcami wstukał kilka linijek kodu.
– E n t e r – przeliterował.
Na moim wyświetlaczu zamrugała zielona dioda. Udało mu się!
– Jesteś genialny! – Poczułem, jak pochłania mnie fala radości.
– Zaczekaj, aż zrobimy testy. – Odłożył lutownicę, zamknął skorupę żółwia i odsunął się od robota. – Włącz – polecił.
Wpisałem odpowiednią komendę. Automatyczny żółw wysunął swoje nóżki, oparł o podłogę i uniósł skorupę pół metra nad ziemią.
– Działa! – krzyknąłem podekscytowany.
– Dawaj program z omijaniem przeszkód.
Wybrałem odpowiednią pozycję z panelu i patrzyłem, jak nasza maszyna wysuwa głowę uzbrojoną w czujnik. Ruszyła do przodu i pierwsze kilka kroków pokonała bez przeszkód. Potem na jej stronie wyrósł Pająk, którego całkiem sprawnie ominęła.
– Kolejny sukces. – Mój głos drżał pełen emocji, których piękno odbierało mi zdrowy rozsądek.
– Nie ekscytuj się tak – powiedział Pająk, po raz kolejny zagradzając żółwiowi drogę. I tym razem został sprawnie ominięty. – Sprawdźmy, jak tam jego udźwig.
Podbiegłem po skrzynię i umieściłem ją na skorupie. Pająk zaczął do niej wrzucać wszelkie żelastwo, jakie znaleźliśmy w labie. Nasz tragarz zdawał się być niewzruszony. Nadal z podziwu godną zręcznością omijał przeszkody, na moment nie zwolnił, nawet kiedy waga pokazała żądane trzysta kilogramów.
Tego było już zbyt wiele. Nie potrafiłem się oprzeć czystej i niezmąconej radości. Po fiasku, jakim okazała się transportująca pszczoła, która nie dość, że nie potrafiła oderwać się od podłogi, to jeszcze według osób postronnych budziła przerażenie, to było samo piękno i słodycz sukcesu.
Pająk wyprostował się. Był tak wysoki, że sięgałem mu zaledwie do połowy piersi. Zerknął na panel sterowania i zadowolony z efektu kiwnął głową. Nie był wylewny.
– Zabieramy go w plener – powiedział, wyrzucając z kosza zawartość, po czym sam się w nim zainstalował. – Wsiadaj – polecił.
Usadowiłem się obok niego i we dwójkę wypełzliśmy na korytarz.
– Jeszcze nie testowaliśmy go nigdzie poza pracownią – zauważyłem.
– Właśnie. – Twarz Pająka nie wyrażała niczego.
W drodze do wejścia nie wzbudziliśmy niczyjej uwagi, nie takie rzeczy były tu na porządku dziennym. Dopiero, schodząc po schodach na parking, ktoś się zatrzymał i pokiwał głową z uznaniem.
Chciałem krzyczeć: ,,Patrzcie, jak nasze maleństwo radzi sobie ze schodami, patrzcie, jak porusza się na trawniku, jak łatwo pokonuje krawężniki!”. Nawet krzaki i wgłębienia terenu nie były dla niego przeszkodą. Pająk kiwał głową za każdym razem, kiedy nasz mały łazik przełamywał kolejną barierę.
Po dwóch godzinach wróciliśmy do labu. Pająk wybrał ostatnią komendę i żółw schował się do skorupy. Wysiedliśmy.
– Widzę, że wasz pokrak jednak coś potrafi. – W drzwiach stała Lika.
– Coś? – wydusiłem z niedowierzaniem.
– Każdy głupi potrafi zbudować maszynę kroczącą – prychnęła.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, po podłodze sunął karton pełen elektronicznych śmieci.
– To buduj! – zupełnie nieoczekiwanie odezwał się Pająk. Musiał być wściekły do granic możliwości.
Lika momentalnie pobladła, a na jej twarzy pojawił się pełen zmieszania uśmiech.
– Źle mnie zrozumiałeś.
– Czyżby?
– Chciałam powiedzieć, że wasz łazik potrafi naprawdę dużo.
– I? – Pająk patrzył na nią nieodgadnionym wzrokiem.
– I co? – zająknęła się.
– I pogratulować nam sukcesu – wydobyło się z jego gardła w taki sposób, jakby to była groźba.
– Oczywiście, gratulacje – wybąkała i uciekła.
– Maszyna krocząca – powiedział, sięgając do kieszeni. – Każdy głupi potrafi zbudować łazik – bąknął. W jego ręce pojawił się niewielki czarny moduł, który dołączył do panelu.
– Co to jest? – zainteresowałem się, kiedy z żółwia dobiegł terkoczący dźwięk.
– Chyba nie sądziłeś, że to będzie tylko łazik – ton jego głosu nie sugerował niczego dobrego.
– Tak właśnie sądziłem.
– Dziecinada – Pająk zachichotał złowrogo, wciskając przycisk na panelu.
Żółw odpowiedział piskiem, z lekkością uniósł się nad ziemią i zawisł na wysokości jednego metra. Wybałuszyłem oczy, nie wiedząc właściwie, co się dzieje. Maszyna odpaliła tylne silniki i pomknęła w stronę drzwi.
Podbiegłem do Pająka i zerknąłem na panel. Na wyświetlaczu migały obrazy z kamer. Zdążyłem zauważyć drzwi do labu Liki, zanim na ekranie pojawiła się jej przerażona twarz.
– E n t e r – przeliterował Pająk, uśmiechając się. Chwilę później doleciał mnie wrzask.