– Pampam. Parararara, pam, pam. Parararara-a..? – Lekki niedzielny nastrój prysnął jak mydlana bańka. Słowa melodii zawisły na moment w powietrzu, by po chwili rozpłynąć się w nim bezpowrotnie.
Obejrzała się niespokojnie za siebie, ale ulica świeciła pustkami spomiędzy kilku leniwie przechadzających się sylwetek. Mimo to czuła się obserwowana. Śledzona wzrokiem do nieprzyzwoitości. Spojrzeniem zaintrygowanym i świdrującym.
Nerwowo założyła za ucho opadające na połowę policzka pasmo włosów. Zawsze tak robiła w momentach niepewności. Znów się odwróciła i za pobliskim rogiem kamienicy ułowiła kątem oka nieznaczny ruch. Ciekawość pchnęła ją do tyłu.
Ostrożnie wychynęła zza muru, nie wiedząc, czego się spodziewać. Za rogiem zobaczyła dmuchaną plażową piłkę. Była liliowa, półprzezroczysta, a jej wydęta powietrzem gumowa powłoka opalizowała w przedpołudniowych promieniach słońca.
Dałaby sobie kosmyk uciąć, że ich spojrzenia się spotkały. Wyciągnęła odruchowo rękę i wtedy nastąpił wybuch.
Puuuuuuuuuuh!
Omiótł ją silny podmuch różowej waty cukrowej. Chciała krzyknąć, ale słodkość zalepiła jej usta i oczy. Poczuła, że nogi tracą oparcie w chodniku i wpadają w miękką, kleistą chmurę, gubiąc swoje kształty. Jej ciało zaczęło pęcznieć i wyraźnie przybierać coraz to bardziej obłe formy, a skóra nabrała jakby znajomego różowawego odcienia.
PYK! Pyk! pyk!
Lekko odbiła się od chodnika i zamarła w bezruchu. Z lustra witryny sklepowej patrzyła na nią dmuchana plażowa piłka. Uśmiechnęła się w myślach do nikogo i cicho potoczyła dalej.
Musiała znaleźć róg zacisznej ulicy, skąd będzie mogła obserwować ludzi.