Najgorsze są te limity na oczach. Chciałoby się być w treści, a jest się w przypisie. Miodem roju atomów bez ula się jest.
Pod szyję albo na stopy, limit koca, nieosiągalność szczęścia. Koc też jest miodem. Polewą umiarkowanego ciepła. Muchy do tego lecą. Lubią słodkie. A spanie separuje, se paruje snem. On też jest słodki. Myśli do niego lecą jak muchy. Ale nie te myśli, inne — fusy opadłe po mieszaniu dziennym. Pomieszaniu robienia z nierobieniem, chcenia z niechceniem. Do tego też lecą muchy, bo to słodkie. O wady się nie martw. Ją. Owady się nie martwią.
Najgorsze są te limity na oczach i wyrazy. Klatka na muchy jak zbiornik na powiew świeżości. Tylko spanie kładzie temu kres — snem. Przyłożyć ucho głowy do głazu poduchy; wysłuchać całą miękkość; połączyć miody w heterosłodkość czasu nowego, pio-nowego. Zgasić poziomy. Można chcieć więcej i od razu się to ma. Multijedzenie, nasycenie, wysysanie pszczoły z jadu. Muchy już daleko. Na tafli powietrza, za dwuwymiarową mgłą firany. To wszystko słychać, da się sprawdzić, przekonać, zakazać. To też miód. Najgorsze są te limity na oczach. Lato dnia i zima nocą. Efekt Peltiera przesunięty w czasie. „Strefa umiarkowana” — kompendium pszczelarza.