Kędy jedzie ten tramwaj? Czyż nie jest ołtarzem automat biletowy, do którego motłoch w kolejkach się ustawia? Popatrzcie jeno na sklepienie pasażerowe, sufit tramwaju oddechem wklęśnięty, zapełniony.
Gdyby zastanawiać się nad dusznością, zaduchem w środku… mieszanki to wybuchowe! W siatce pana Pupudka salceson wariacko intensywny, konkuruje z ogórem kiszonym z torebki pani Kretownicy. Szaleńcze rozgrywki widoczne są również o kawałek rury obmierzłej, by ręką złapać, załapać. Rywalizuje przede wszystkim wujo Prondera ze stryjem Chuchera.
I chwiejnica się dzieje! Jechane!
A ołtarzyk bilety wydaje, nadaje każdemu sens… normalnie, ulgowo, normalnie, ulgowo, sezonowo, ogórkowo, swobodno, zagranicznie, wszelako, bez reszty, błędnie!
Prawdę powie, wydrukuje, zaknebluje.
W ostatnim rzędzie, na ostatnim z ostatniejszych miejsc, w tramwaju nr 56 pani Kieprozyl wyciąga książkę i czyta ze zdziwieniem:
Poeta cierpi za miliony
od 10 do 13.20
o 11.10 uwiera go pęcherz
wychodzi
rozpina rozporek
zapina rozporek
Wraca chrząka
i apiat’
cierpi za miliony
(A. Bursa)
Zamyka szybko, przecież nie przystoi (siedzi) w tramwaju pod wezwaniem św. Jechanego. Wstyd!
(Z przodu tramwaju słychać zawstydzoną bijatykę społeczną.)