Pan Wawrzyn: Cicho!
Ja (szerokopojęte ja, które oczy ma duże i w zasadzie nie zlewa się z żadną przestrzenią): Ha, ha, ha!
Pan Wawrzyn: Cicho, cicho, cicho, cicho, cicho, (błagalnym tonem) cicho, cicho, cicho, (błagalny ton zmienia się w cichy, ale wesoły podśpiew) ci-cho, ooo, o, o, cicho, ciiicho.
Ja: Ha, ha, ha, ha, ha, ha!
Pan Wawrzyn: Koniec! Dosyć! Proszę przestać!
Ja: Koniec, dosyć, proszę przestać!
Pan Wawrzyn: O co ci chodzi, o co ci chodzi, o co ci chodzi, o co ci chooodzi?
Czuję ciężar miast. Czuję w żołądku dziesięć tysięcy kamieni. One są jak dziesięć tysięcy miast. Kury jedzą kamienie na przemian z trawą, ale w miastach nie ma trawy, zjadamy tylko kamienie. I zamiast pomagać nam trawić, pomagają być bliżej ziemi. Generują ciężar. Kiedy zabraknie prawdziwych kamieni, zaczniemy zjadać te sztuczne, zrobione tylko z naturalnych pierwiastków, ale wymyślone i trochę jakby nieprawdziwe. Przez sztuczność lepiej się wyraża, tak mówi pan Wawrzyn.
On takie rzeczy wie, bo już dawno zakończył swoją tresurę, jest stary i sobie ocenia. Pan Wawrzyn mówi też, że ma dosyć tego terroru miast, wymyślonych kształtów i stanowisk. Że to tresura, a nie ewolucja stworzyła nam ogony, żebyśmy mieli gdzie trzymać wymyślony ciężar. W hierarchii jest na samej górze. Wytresowali go, żeby tresował nas, żebyśmy mieli się przeciwko czemu buntować, żeby stwarzał nam powody do buntu.