Film, o którym piszę, jest nie do obejrzenia. Wisiał na Youtube, ale zaraz go zdjęli, zablokowali z jakiegoś powodu, pewnie dlatego, że obrażał. Mógł urazić ludzkich ekstremistów. Niestety nie da się go też dobrze opowiedzieć.
Głównym bohaterem był młody krokodyl albo może krokodyl stary, ale karłowaty. Przeplatały się motywy ucieczki, wybawienia, pułapki oraz silne akcenty etniczne. Podczas oglądania, właściwie co chwila, chciało się krzyczeć: „zaraz wszyscy umrzemy” i bić brawo. Krokodyl wydawał się nie mieć uczuć albo może sam był jednym uczuciem.
Czy znacie to uczucie: krokodyla? Zdawał się też nie mieć emocji albo sam był jedną emocją – krokodylem. Wydawało się również, że nie ma żadnego planu lub po prostu sam jest swoim planem. Istotą geniuszu tego dzieła było to, że widz podczas seansu też pragnął zostać krokodylem. Wić się jak krokodyl. Wyć jak krokodyl. Bić ogonem w próżnię. Natychmiast jednak stawało się przed murem.
Właściwie nie murem, lecz szklaną szybą tak grubą, że przebicie jej nie byłoby nigdy możliwe. Po obejrzeniu tego filmu o jakże niepokojącym tytule: „wylecialomizglowy_2007” wybiegłam z domu i natychmiast wróciłam. Wybiegłam na balkon i natychmiast wróciłam. Zamknęłam się w łazience i natychmiast otworzyłam. Polecam.