Są różne cukierki…
W latach 80. panowało przekonanie, że najlepsze fuksy można dostać jedynie za północną granicą Bałtyku, ale to było zanim… otwarła się kurtyna. To były czasy… Czasy, które normalnie fukowały jak cukierki. Ludzie poznali, co znaczy kwaśny shock.
Ale były też mocniejsze i mniej dostępne fukujące aspekty jadalne. Dostać je można było tylko w paru miejscach.
W Krakowie była Planszówka, gdzie pięć dolarów było żółte, hotele z zielonego plastiku, a Wiedeń wiał postrachem i groźbą niewypłacalności. Zawodowi euroartyści z planszy otworzyli swój art-aiznes, w skrócie Art-B.
— Spróbuj stanąć na kolej albo elektrownię, to zobaczysz, jak cię rozfuka! — mówili bardziej doświadczeni.
To nie były groźby, ale obietnice i zachęta do dalszego udziału w grze. Grało się dużo, czasem po paręnaście godzin, bez wody, bez jedzenia. Na środku planszy były Cukierki Fukujące.
Kiedy odchodziłeś, to mogłeś się już pożegnać z wygraną. Dlatego nie jadłeś, nie piłeś, tylko grałeś dalej, i dalej, i dalej…
Cukierki Fukujące, inaczej nazywane „mandat”, znajdowały się w ryżowym opakowaniu, czasem w bibule. Naprawdę różnie — zależy, kto był dystrybutorem. Natomiast oba smakowały tak samo. Prawdopodobnie pochodziły z jednej wytwórni spółdzielczej Goplana — Jakość i Smak. Oczywiście cała produkcja była rękoma wieśniaczki sygnowana, logo bławatka i zielonej ruty. W końcu to był produkt narodowy i takie powinien nosić znamiona wizualne. Niestety teraz mowa była o przeszłości…
Wraz z postępem cywilizacyjnym dolary zamieniono na euro. Wybiła godzina dobrobytu i niebiesko-żółtych kolorów, której przewodził kraj takim samym kolorem oznaczony jako wzór do naśladowania. Hotele nie były już zielone, a Wiedeń tak opłacalny jak wcześniej. Cukierki Fukujące zostały natomiast zastąpione cukierkami z atestem. Od tego momentu można je było kupić dosłownie wszędzie.
Przestała się opłacać cała gra o deficytowy towar. Przestało się opłacać cokolwiek, co było powiązane z Planszówką i Cukierkami Fukującymi.
Znany aktor — Brajan Linta — zaśpiewał nawet piosenkę pod tytułem „Sztokholm”, a wiodący tekst refrenu brzmiał: „Nigdy nie będzie takich przepysznych Cukierków Fukujących…”.