Seweryn jest lokalnym cietrzewiem biznesu! Ten tryskający charyzmą laserman właśnie teraz władczym ruchem sczerniałego paznokcia wysłał e-mail, w którym jednocześnie zatrudniał i zwalniał trzydzieści osób.
Zaraz po tym, wsiadając do swojego trzydziestometrowego SUV-a, spił z niego ze smakiem własne odbicie. Teraz jedzie odebrać tysięczną parę robionych na zamówienie mokasynów z bursztynowego sadła. Gdy poprawiał swój zegarek w kształcie kostki twarogu, usłyszał spokojny i wyraźny głos:
— Sewerynie, dlaczego gardzisz relaksem?
Kiedy się odwrócił, zobaczył, że na tylnym siedzeniu jego plastikowego „minotaura z napędem na wszystko” siedzi starszy pan. Czyścił lnianą chustką zastawę Gerlacha, nawet nie patrząc na Ozyrysa. Seweryn wypalił tylko:
— Ale jak? O co chodzi? Ile masz netto?
Po ostatnim pytaniu tętno potentata wróciło do normy. Dziwny gość jednak nie miał zamiaru odpuścić:
— Sewerynie, ty nic nie musisz… Pozwól sobie na wgląd w samego siebie. Przed czym uciekasz, Sewerynie? — domknął mocnym pytaniem coach z tylnego siedzenia.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza, przez którą przesączał się radiowy komunikat pogody nad Bałtykiem. Bezwład bohaterów przerwało głośnie pytanie Seweryna z nadmiarem śliny w ustach:
— Za ile byś sprzedał zastawę?
Po kilkunastu sekundach padło jednoznaczne:
— Sewerynie, nie mniej niż 3000.
— Dobra, ale tyle nie mam. Za 1300 pójdzie? — Seweryn chciał ocieplić ofertę spojrzeniem, ale gdy się odwrócił, mędrca już nie było.
Jeszcze chwilę jechał zdziwiony tym snem czy zwidem, by zapomnieć o wszystkim podczas udanej próby opuszczenia ronda.