Dzisiaj: futro.
Wczoraj: futro.
Mówią: futro będzie jutro.
Praca w branży detektywistycznej wiąże się z wysokim ryzykiem wypalenia zawodowego. Można wskazać trzy główne przyczyny tego stanu rzeczy.
Pierwsza – dość oczywista – długotrwała ekspozycja na czyny zabronione, niewskazane, odradzane. Druga – mniej oczywista – ciągłe konspirowanie, węszenie, tropienie, wykonywanie fotografii z zaskoczenia. I wreszcie trzecia – cicha, implicytna, lecz uciążliwa jak nitka z prującego się płaszcza – konieczność utrzymania stosownego poziomu szykowności.
Detektywom chcącym odnieść sukces w swojej profesji rekomenduje się:
Prochowiec, krawat w bławatki – mafioso trafił za kratki.
Koszula, muszka, garnitur – znalazł się złodziej konfitur.
Lakierki i kalesony – niewierny mąż przyszpilony.
Natomiast stanowczo odradza się następujące elementy garderoby:
Ortalion, lampas i klapki – uszedł niszczyciel rabatki.
Szlafrok, walonki, uszanka – korupcja kwitnie od ranka.
Monokl i mufka z muflona – trasa pościgu zgubiona.
Etola i futro z jenota – zepsuta cała robota.
Smoking, palto z lamparta – oto gra świeczki niewarta.
Jak wskazują powyższe przykłady, szczególnie detektywi gustujący w produktach przemysłu kuśnierskiego są bardziej narażeni na niepowodzenie (a co za tym idzie również na wypalenie) niż ich koledzy po fachu preferujący odmienny typ garderoby. W tej sytuacji zaleca się całkowite przekwalifikowanie, któremu przyświeca motto:
Zmiana działalności na brak odpowiedzialności.
Doskonałą alternatywą wydaje się szeroko pojęta branża artystyczna. Niewłaściwe pociągnięcie pędzla, niedopracowane wykonanie sonaty czy nadprodukcja nieprecyzyjnych rymów odznaczają się mniejszą szkodliwością społeczną niż niezdolność do ujęcia groźnego mordercy.
A co jeśli jego ofiarą padnie bezbronne poczucie estetyki?
Pojutrze będzie po futrze.
Przy zjeżonych dźwiękach
najnowszej ballady Sierść Pistols.