Lodówki, te zapuszczone, obrastają lodowo-zaciekową dżunglą. Trochę pośmierdują freonem, jajkami (w mojej czuć było akurat buraki). Między garnkiem makaronu na jutro a opakowaniami nabiału wędrują rodziny salmonelli i innych, mniej popularnych bakterii, które, w przeciwieństwie do salmonelli, nie doczekały się takiej sławy, by zasłużyć na inną i bardziej zindywidualizowaną nazwę niż zbiorcze – „rozwijające się bakterie”.
To zupełnie jak „kraje trzeciego świata”, które są też „krajami rozwijającymi się”. Współcześnie wskazywane jako źródło nadziei i przyszłości, choć obecnie lekko w chaosie i głęboko w biedzie. Mają za to swoje cele, a na pewno i marzenia.
Skoro więc już je druzgotasz, robiąc płonne nadzieje długim przetrzymywaniem, warunkami do wzrostowego rozwoju i przychylnym zapuszczeniem freonowej przestrzeni, to cóż później fikasz tym gardłem wysokim, szerokim, galicyjskim?
Wchodzą i wychodzą, trzeba się liczyć z takim… ryzykiem przejścia. Oby przeszło. Zapasy należy zjadać szybko, tylko przeżuwać długo. Na zdrówko.