Nadeszła wiosna, ciepłymi promieniami radosna, ubrana w nieśmiałe kolory. Lecz wiosna ta nietypowa, jakaś spokojniejsza, cichsza, przestrzenniejsza niż poprzednią analogiczną czasowo porą.
Obszary między szarymi blokami z przezroczystymi licznymi oczami stały się puste, bo dotychczasowi panowie, stworzenia dwunożne, ukryły się trwożnie za barykadą z kamienia. Stworzenia te, dość niemiłe, mówiąc szczerze, na sumieniu mające grzechów rzesze, odbywają kwarantannę, co to jednak dla innych, jak się okazało, efekty przyniosła dodatnie. Tak zwane parki, czyli tereny zielone, między blokami ograniczone, wypełniły się gośćmi tuptającymi z radości. I lisek taki, rudzielec nieśmiały, wraz z kolegami przejął gaj małpi. A dziki dzikie, z natury nieufne, wyszły na pola trawiaste tłumnie i tak spokojnie, trzęsąc bokami, szukają jedzenia między trawami. Ptaki liczniej fruwają wkoło, wyśpiewując swe pieśni donośnie. Zające, sarny, bobry i kaczki, liczniej, odważniej wkraczają za miast bramy. I w tych oto okolicznościach przyrody, po raz pierwszy od ho ho i jeszcze trochę, Drzewo wyszedł na spacer.
Drzewo ten, wysoki, stateczny, ruchy dotychczas wykonywał niekoniecznie dostrzegalne. Tylko bardzo uważny obserwator mógłby zobaczyć, że ten wystający korzeń to wczoraj o kilka milimetrów dalej był położony. Nie obnosili się z tymi umiejętnościami dostawcy tlenu dla całej okolicy. No i cóż teraz się stało, że Drzewo, co tak pilnie starał się bezruch zachować, nagle tę woltę zdziałał?
– Bo ja to, mała dwunożna istoto, zawsze chciałem zatańczyć z Brzozą twista!
A to nie tak, że to ludzie sprawili, że aż tak bardzo się Drzewo zawstydził? I teraz, kiedy wszyscy siedzą w domach, to na ruch większy naszła pana ochota?
– To nie do końca tak. Bo widzisz, dwunożny mały: lata mijały, ja coraz bardziej zestarzały! Korzenie stwardniały, mięśnie już prawie całkiem zdrewniały – taka to niedogodność. I jeszcze cały zarosłem, od czubka do korzenia z porostem! I cóż to będzie, gdy ta gibka, piękna Brzoza mnie nie zechce? Jak nie teraz, to już nigdy!
I to mówiąc, dumny Drzewo na pięcie korzennej się odwraca, puszcza jeszcze oko dziuplą w rytmie cza-cza. Powoli, statecznym krokiem posuwistym kieruje się do brzegów Wisły, gdzie Brzoza od lat już czeka na do twista partnera.