Śśśpiiiiiiiiiiiiiiiiiiii. Pochrrrrrrrrrapuuuuuuje. Pryyyyyyyycha.
Nogą wierzgnie. Westchnie. Jęknie. Oj, ach i eee.
Mlaśnie.
Mlask
Mla
A
Kiedyś powiedział, że każdy w głowie ma malutkie zwierzę. Jedni chomika, inni mysz, wreszcie nieliczni – fokę. Ci, którym trafiły się gryzonie, mają łatwiej — stworzonka są zazwyczaj ruchliwe, skaczą, wymuszają ruch i ekspresję. Gorzej z tymi, u których mieszka foka — pół doby leży i śpi, więc trzeba pić dużo kawy. Ale za to, kiedy płetwonóg zacznie pływać, w głowie pojawiają się najdziksze rozbłyski i fantasmagorie. Coś za coś, jak mówi stare chińskie przysłowie.
Nie sprecyzował, co w jego głowie stanowi spiritus movens wyobraźni. Ale ja wiem, że kiedy on zasypia, TO właśnie otwiera jedno oko, potem drugie i przeciąga się z głośnym ziewnięciem. Zaczyna gaworzyć, co uruchamia lawinę sennych widziadeł i strzępków wspomnień, które wypełzają spod kołdry podświadomości.
Ta żółta karteczka… trzeba ją przykleić na ścianie-e… chrrrrrr…
CHR!
Dźwięk go budzi, odwraca się na drugi bok, a wtedy TO jeszcze szybciej zaciera włochate łapki. I podsuwa kolejne obrazy. I kolejne. Aż do samego rana.
Otwieram oczy, próbując ustalić, w czyjej wyobraźni właśnie rozpoczyna się kolejny dzień.