11 października 2019
Kiedy nasze stopy dotknęły brzegu, nie mogliśmy uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Przepełniały nas jednocześnie elektryzująca radość i lęk. Byliśmy daleko od domu – nie – to był nasz nowy dom.
Nie, wcale nie nowy. To była nasza stolica, nasza ojczyzna, którą zamieszkiwaliśmy w poprzednich wcieleniach i utraciliśmy wraz z nimi. Przynależeliśmy tu, zanim jeszcze opuściliśmy łona matek. Kilkadziesiąt lat zajęło nam dotarcie tutaj. Na początku sami nie wiedzieliśmy, czego szukamy. Miesiące spędzone w archiwach, bibliotekach, stacjach badawczych. W końcu cel wyklarował się. Pojawił się momentalnie przed nosem niczym brzęcząca mucha. Była dla nas tym, czym dla Humberta Humberta była Dolores Haze w powieści Nabokova. To Ona – Mandżuria. Wąchaliśmy jej powietrze otępiali z zachwytu. Było jak oddech – oddech miejsca, granica cudowności. Nad naszymi głowami rozbrzmiewał dziki śpiew silników samolotów, ptaki fajdały nam na ubrania, ale nie martwiliśmy się z tego powodu. Trzymaliśmy się razem. Łączył nas Kodeks – Kodeks Mandżura. Złożona przysięga jak lutownica spajała naszą więź. To było coś. Nieistotne, czy pakowaliśmy, grzaliśmy czy zawijaliśmy mandżur. To, co nas łączyło, było wyjątkowe, miało moc. W końcu dotarliśmy. Ani nam się śni opuszczać to miejsce.
15 grudnia 2019
Przebywając tu, mogliśmy chodzić boso po ziemi i nie brudziły się nam stopy. Nie było takiej rzeczy, która, pojawiwszy się najpierw w wyobraźni, nie mogła potem się ziścić. Przełykając ślinę, czuliśmy, jakbyśmy pili krystalicznie czystą wodę z górskiej krynicy. Strumień cudowności karmił nas i gościł bez jakichkolwiek oznak skąpstwa. Tutaj człowiek, wychodząc z kąpieli, od razu stawał się suchy. Byliśmy zupełnie niezależni od jakiejkolwiek technologii; zresztą w tych warunkach i tak nie moglibyśmy wymyślić, po co mogłaby ona być właściwie potrzebna. Tak właśnie to sobie wyobrażaliśmy, tego oczekiwaliśmy. Nie było owoców, których nie mogliśmy zjeść, i książek, których nie moglibyśmy przeczytać. Nie czuliśmy żadnych ograniczeń – ani w ciele, ani w myślach.
21 kwietnia 2020
Do Mandżurii dotarły konsekwencje zmian klimatycznych. Ludność zła. Dzieci głodne. Wybuchają zamieszki. Sklepy zniszczone. Brak jedzenia. Spożywają kłącza roślin polnych i pieczone żaby. Niedźwiedzie polarne jedzą płody z łożysk niedoszłych matek. Z cip wydobywają się jęki i nieludzkie wrzaski. Płody są wypluwane przez niedźwiedzie i gniją w trawie. Gnijące mięso wydziela więcej dwutlenku węgla. Zmiany następują. Władze w ramach rekompensaty aplikują wąglik.