O nocnej i mroźnej porze, w bocznych uliczkach pomiędzy zakładem hutniczym a placem wykładanym małymi betonowymi płytkami, znajdował się garaż kryty falowaną blachą. Szron osadzający się na metalowych ścianach odbijał błyszczące światełka padające z pobliskiej latarni.
Igor – etatowy pracownik huty – wyszedł z pracy po nocnej zmianie i nie zdążył na starego jelcza. Dobrze wiedział, że następny będzie dopiero za dwie godziny. Zbliżała się 4:30. Siarczysty mróz i duszące powietrze zastygające w płucach nie dawały mu spokoju. To uczucie męczyło go i dręczyło. Nie mając co zrobić z wolnym czasem, skierował swe kroki ku blaszanej zabudowie. Jego ciężkie znoszone rumunki, podkute blachą, wydawały nieprzyjemny zgrzyt, a kombinezon roboczy był już cały zesztywniały od zamarzającego potu.
Zapukał trzy razy. Nikt nie otworzył. Przekręcił lodowatą klamkę i powoli odchylił drzwi. W środku znajdowały się stare przeszklone lady spożywcze, a na nich w przeważającej liczbie konserwy mięsne, galaretki, śledzie w oleju i paprykarze. Migające światło od kończących się jarzeniówek tworzyło atmosferę mroku.
Igor pracował w zakładach hutniczych tak długo, iż doskonale wiedział, że jeżeli właściciel blaszaka nie zjawił się do tej pory, to znaczy, że przyjedzie dopiero pierwszym dziennym jelczem.
Nie zastanawiał się, dlaczego owe drzwi były otwarte; być może od ciężkiej pracy wpadł w pewien rodzaj otępienia.
Igor postanowił urządzić sobie szwedzki stół. Do wytłuczonego talerzyka służącego za podstawkę na bilon nabrał różnych galaretek, na koniec dorzucając wielkiego śledzia ociekającego olejem.
W kącie za ladami znajdowała się hałda starych ubrań i szmat. Zmordowany po ciężkim dniu legł na kopie i rozpoczął swoje grzeszne obżarstwo. Tłuste, zimne i ciężkostrawne jedzenie dopełniało atmosferę. Połykał kęs za kęsem. Łyk zimnego oleju za łykiem. Nienasycenie…
Zmęczenie i obżarstwo uczyniły go bardzo sennym. I nastała chwila ukojenia dla Igora, który widząc, że jest to przyjemne, zasnął.
Obudził się w wielkiej i głębokiej, wytłuczonej od monet podstawce na bilon. Topił się w gęstej olejnej i galaretkowej brei. Ohydna masa olejowa wlewała mu się do ust. Ostatkiem sił spostrzegł, że znajduje się na ogromnym talerzu, do którego olbrzym, wyglądający zupełnie jak on sam, wkłada wielkie kawałki galaretki. W jednej chwili gigant nałożył na talerz wielkiego, ociekającego olejem śledzia, który przygniótł Igora.
Obudził się jeszcze raz! Właściciel sklepu stał nad Igorem. “Ty darmozjadzie, zjadłeś mój towar, już ja ci pokażę, gdzie raki zimują!” – rzekł.
KONIEC