Chrupcze Miasto przerodziło się w Grubsze Gusto! Ciachane nożami z lewej i prawej, wygładziło swoją powierzchnię do sflaczałej kolacyjki. Potem rosło, ale dopiero po przeniesieniu go przez lokalne duchy do Piekarnika – posiadłości Driżdżo, rozgrzanej do 180 stopni z termoobiegiem.
DUCH FROMAGE:
Cześć. Zdecydowaliśmy się na to ze względu na modną dzisiaj wyrosłość drożdżową, która w szybki sposób poprawi pulchność nieapetycznego miasteczka.
DUCH KETCHUP:
No. Najważniejsze jest, by napompować miasto, a właściwie pobudzić jego fundamenta.
DUCH CHAIR:
Usiąść i jeść zeschłe chrupy mieszkańców. Wiwat przemijalnia i trawienie!
DUCH APETITE:
A nie zapomnieliśmy o doprawieniu sflaczałej kolacyjki?
Duchy kolejno wnikają do Piekarnika – posiadłości Driżdżo, rozgrzanej do 180 stopni z termoobiegiem. Palą im się powłoki duchowe i duchowość w swojej istocie. Czy ktoś preferuje Grubsze Gusto z kilkoma powłokami spalenizny widmowej? W szczególności: FROMAGE, KETCHUP, CHAIR I APETITE. Z Piekarnika lekko wysuwa się sflaczała kolacyjka.
SFLACZAŁA KOLACYJKA:
Jeszcze nie jako Grubsze Gusto przemawiam do potencjalnych zjadaczy: spaleniznę duchową można odnawiać po zjedzeniu mnie i wszystkiego, co się ze mną wiąże. To duchowa przemiana! Pytanie tylko, czy zniesiecie smutek i pogorzelisko Chrupczego Miasta, by urodzić się jako DUCH NO REASON.
KAWAŁEK SFLACZAŁEJ KOLACYJKI, KTÓRE JEST JUŻ WYPIECZONYM GRUBSZYM GUSTO:
Jestem pyszny.
OSTATKI DUCHA CHAIR:
Jestem jadalny.
Piekarnik – posiadłość Driżdżo, stopnia 180 z termoobiegiem trzeszczy i mlaska, idzie w stronę apteki.
DRZWICZKI PIEKARNIKA:
Dajta jakąś tabletę na te gadaniny, nie można w spokoju zapiekać.
APTEKARKA:
Grzeczniej proszę. Ależ pan gorący.
DRZWICZKI PIEKARNIKA:
Dajta i cicho. Zapowiadam ciszę w obrębie zapiekania.
APTEKARKA:
Chwila, chwila. Czuję zapach duchowości, to jest nielegalne w naszym mieście.
DRZWICZKI:
Dobra, dajta syropek.
Aptekarka pokazuje udo i robi namiętną minę. Zaczyna wyciągać rękę, by podkręcić Piekarnik – posiadłość Driżdżo, rozgrzana do 180 stopni z termoobiegiem. Maszyna cofa się, a po chwili przysuwa. Czuć spaleniznę duchową, z piekarnika unosi się dym. Aptekarka zalewa maszynę syropem z gruszki i siada na nim okrakiem. Po chwili Piekarnik rozpada się.
APTEKARKA:
Nic nie zostało z tego drożdżotwora.
NIC:
Czy z byle powodu pani jest taka namiętna? To nic takiego.
NIC TAKIEGO:
Chyba ci się coś pomyliło.
NIC:
Dobra, już nic.
Aptekarka sprząta zgliszcza Piekarnika, pieszcząc sutkami podłogę.
PODŁOGA:
Cicho.