Pan Miłosław tworzył. Był twórcą, znaczy się. Przynajmniej sam tak siebie określał, mimo że jego potrzeba kreacji była dla świata niezrozumiała. Powoływał do istnienia nowe byty rano, w ciągu dnia, wieczorem. Czasem od święta, ale zazwyczaj w dni powszednie.
Budka z piwem stała na obrzeżach miasteczka. Nikt nie wiedział, dlaczego tam. Ale przynajmniej z widokiem na pobliskie jezioro. Stąd można tłumaczyć obecność piasku wokół budki, na którym zresztą stała cała konstrukcja. Zamek na piasku, twierdza obronna ludzkiej godności, która regularnie była podtapiana w pienistym, złocistym płynie.
Pan Miłosław jednak na tym nie poprzestawał. Szukał głębi. Dlatego połączył obecność piasku pod budką z samotnymi patykami z pobliskiego lasu. Takimi, których się już nawet psom nie rzucało, bo groziły rozpadem elementarnym w locie. Pan Miłosław je przygarniał. I rył nimi w piasku.
Tworzył, sapiąc.
Sapał, tworząc.
Intensywność obu czynności zależała od pory roku i stanu psychofizycznego pana Miłosława.
Czasem były to komunikaty do odległych cywilizacji, pisane niepojętym alfabetem Morse’a. Pijackie ciągi kropek i kresek układały się w jedynie zrozumiałą dla pana Miłosława treść, która wyraźnie go cieszyła. Poświadczały to serie ukontentowanych burknięć i pochrząkiwań.
Czasem były to statki kosmiczne, na których chciał opuścić smętny brzeg jeziora i nigdy nie wrócić, ale zawsze o jeden za dużo łyk złocistego płynu powodował, że zapominał dorysować zbiorniki z paliwem.
Czasem była to nicość. Pan Miłosław stał wtedy w kontrapoście z uniesionym do góry patykiem i patrzył w niebo, a struktury piasku pod jego stopami nie naruszał żaden akt kreacji. Nikt wtedy nie wiedział, co się działo w głowie pana Miłosława. Trudno stwierdzić, czy sam pan Miłosław posiadał tę wiedzę.
Raz tylko narysował gołą babę. Była idealna jak Wenus z Willendorfu. Poczucie harmonii jednak nie trwało długo, bo pan Mietek odbił jej podeszwę na prawej nodze, a Fafik od Nowaków obsikał prawy bok.
To była kropla goryczy, która przelała szklankę płynu złocistego. Pan Miłosław odrzucił patyk gestem chromego uleczonego przez Jezusa i opuścił brzeg jeziora. Więcej się nie pojawił.
Parę dni temu Nowakowa powiedziała, że najprawdopodobniej dorysował zbiorniki z paliwem do któregoś ze swoich statków kosmicznych.