Trwał remont. Mucent Farol odgryzał swoje żyrandole, gdy do jego pałacu przywieziono świeżo wypieczone, wałkowane frędzle. Nie zważywszy na upadek zębów i związek ich z ciężkością lampy, pobiegł do komnaty sojowej, gdzie posiłek spożywał Mucent Fural.
Na widok pędu Farola, Fural odgryzł kolumnę sojową zamiast kromki pszennej i odegrał ból zębiczny w wydaniu tragedio-wrzasku. Farol zostawił Furala, a mury zamku zatrzęsły się niepewnie. Pobiegł do pokoju Mucenta Rafula, który kopytami zamiatał podłogę lustrzaną, robiąc widoczne piski-paski. Tuż, tuż przed zobaczeniem Rafula, Mucent Farol próbował zwolnić i skontrolować, ile ma jeszcze uzębienia, ale wtargnął na plecy kolegi i kopytnego Rafula wytoczył na powierzchnie lustrzane, rozbijając ich tafello. Wszystko kosztem uzębienia Rafula, który wszelako zapiszczał, zaskwierczał.
W końcu doszło do zobaczenia frędzli, które świeżutkim obliczem zajęły pół pracowni chuchanej Mucenta Lorafa. Jakież były czyściutkie, jaśniutkie i cieplutkie! Jak pewnie się domyślacie, nie można było ich jednak spożyć, połknąć i poobgryzać, bo z powodu zapału i pośpiechu Mucenta Farola cały zamek pozbawiony został uzębienia.
Wałkowane frędzle wremontowano w nowe, czyściutkie ściany i wygładzono kopytem, chlebem i żyrandolem. Wszelkie bóle zębów uleczono stomatologią w tabletce i kilkoma kroplami aerozolu. Mucenci zasnęli głodni, ale przy ścianach napęczniałych od ciepła wałkowanych frędzli.