Zwalisty Pachołatiu ożywił wielokroć nieużywany rząd garniturów. Wypełzły z tego gromady kobiet ślimaczych w trakcie seksu z wędraczami. Ruchami powolnymi opuszczali rękawy i kołnierze garniturów, robiąc miejsce dla ciała człowieka lub postaci udającej człowieka, jakim był Pachołatiu.
– Dobra, zaczynam – mruknął zwalisty mięśniak i zaczął rękoma zagarniać pęki garniturowanych mięs. Zachłannie charkał, by pozbyć się plugawej mowy, bo odtąd chciał być muskany i elegancki.
– Stary, nie szarp mojej talii! – zawołał żywo garnitur karmazynowy i groźnie nitką zamachał.
– Sorry, morda! – odrzekł Pachołatiu i plaskaczem zgniótł eleganckiego kolegę, dyskwalifikując jego bytność.
– Putain d’enfer! – dały się słyszeć ostatnie słowa karmazynowe pod morzem tkanin.
– Ej, stary, co ty robisz? – zawył szary garnitur w cienką, czerwoną kratkę, nadepnięty przez Pachołatiu wielką, włochatą stopą.
– Hee, fikołek – zakrzyczał Pachołatiu i podniósł szaro-ubraniaka, po czym podrzucił nim w powietrzu, stykając jego nogawkę z sufitem.
Pod ubraniami coś zaszeleściło. Prześwitujący trailer i spolier, dwa grube kocury o sierści filmowo-gapiącej, nagle wypełzły na zewnątrz i zaczęły dyskutować:
– Na granicy tamtej, już oczywistej puenty zakończenie jest przegrane…
– Wcale nie, ten włochaty typo wykonuje zeżarcie garniturów godne pochwały… kto ma taki żołądek, żeby zjeść cały zestaw ubrań? Nawet z butonierką?
– Mówi się „żre”, a nie „wykonuje zeżarcie”…
– Wykonaj proszę zakończenie siebie!
– A ty skończ zdradzać to, co zrobię!
Pachołatiu, w którym rosła złość i zmęczenie, nagle wziął do ręki dwa zapatrzone w siebie koty i uderzył ich główki o siebie. Straciły świadomość i sens.
Po tym zajściu Pachołatiu przez dwie minuty uciskał swoją grubawą masę w lśniąco-milczący garnitur.
– Jestem wygrany? Kurwande ou pedante! – z radością wykrzyczał włochaty olbrzym.
W tym momencie dało się słyszeć jęki kobiet ślimaczych pod ścianą ruchanych. Wędracz w trakcie tej intymności zawołał w stronę Pachołatiu:
– Stary, dogadaj się ze swoim garniturem, wszystko jest dla ludzi!
Olbrzym zamarł. Garnitur zacisnął bowiem swoje powieki, marszcząc się na jego plecach. Bał się Pachołatiu i nie chciał z nim rozmawiać.
– Ej, stary, co ty robisz? – zapytał z przejęciem Pachołatiu, przyglądając się wędraczowi. Przez chwilę wyglądał jak dostojny młodzieniec, pochylający się nad współczesną erotyką. Garnitur rozluźnił uścisk. Wiedział, że nie wszystko jest tylko dla człowieka.