Na wielkim przemówieniu Jaskratego wprowadzono na salę stop stopy. Wykonana z żelaza potęga rzeźbiarska stanęła obok mówcy i zawstydziła publikę. Była to stopa uformowana bardziej jak pupa, wyraźnie pośladkowa, żądająca klapsa. Przypięta była na smyczy, trzymana przez ochroniarza.
Jaskraty, znany w towarzystwie jako krasomówca, rzekł w uniesieniu i szoku:
– Dup!
***
Wprowadzono mnie na przemówienie Jaskratego, który był w stanie na moją potęgę rzeźbiarską wyrzec tylko głośne: „Dup”. Czy żelaza nie widział tak wspaniale uformowanego? Czy jest jednak prostakiem, a nie krasomówcą? Przypięto mnie na smycz, bym nie uciekła, nie ujawniła się jako stop stopy gdzieś pośród towarzystwa, nie pokazała swojego intelektu wbitego w ciężką, żelazną konstrukcję. Mam wabić. Lubię krabić. Korzystając z tego, że zostałam dopuszczona w tej narracji do głosu, to powiem to otwarcie: lubię kraby. I mam tu na myśli ich motorykę, ich kończynowość. Z takim krabem to bym mogła zatańcować, nawet się stopić na słońcu, rozpłaszczyć, stać się kołdrą i powierzchnią pierwszą, najważniejszą dla jego dotyku. Dziwią się ludzie, że taka jestem – potężna. Uformowano mnie dla takiego właśnie szoku, że niby zostaję wprowadzona na salony, jestem wabikiem do rozładowania napięć wśród elit. Bez pierdolenia mam stawać się tematem numer jeden. A co ja wiem o takim Jaskratym? Premier z kokiem w górze. Długi włos, jasny wąs. Brzydzę się krokiem stąpanym wśród tych stołów i przystawek. Balerony, kurwy migdy, galaretki puszczydełki i sosy fundy! Postawią mnie po tym swoim szoku pośród jedzeń i siedź tu, słuchaj, co nadają. Szczebioty, prychania i wdecho-wydechy.
Najgorsze jest to, że daniem głównym okazuje się krab w sosie chodnikowym.