Sprawa nie jest tak prosta i zarazem nie tak skomplikowana, jak się wydaje. Do wykonania tej procedury nie musimy używać rąk, ale należy mieć oczy i uszy – najlepiej, żeby były szerokie i otwarte. Nie trzeba wyrywać piór. Niepotrzebne też będą wzierniki, skalpele i inne duperele, ani tym bardziej rentgeny i rezonanse magnetyczne.
Warunkiem koniecznym do uchwycenia esencji kuropatwy jest kuropatwa i zmysł badawczy. Ostrzegam ponownie, że nie jest to nic łatwego ani przyjemnego, ale rezultaty mogą dawać rozkosz, której dotąd nie spotkaliście. Nie jest to oczywiście jak seks, bardziej przeżycie duchowe w rodzaju wciskania w bruzdy kory mózgowej suszonej jarzębiny.
Nie będę ukrywał, że patrzenie na kuropatwy, obserwowanie ich, myślenie o nich, sprawia mi przyjemność. Nie wiem, czy to po prostu pozytywne skojarzenia z dzieciństwa. Być może, ale raczej nie – w dzieciństwie nie spotkałem żadnej kuropatwy. W zasadzie to do osiemnastego roku życia nie widziałem żadnego ptaka.
Ale legendy o nich – o ptakach, ptaszkach, ptaszyskach rozpościerających skrzydła nad ziemią i szybujących w powietrzu, ostentacyjnie łamiących prawo grawitacji, świdrowały moje fantazje. Najpierw obserwowałem pszczoły, muchy i inne owady latające. Co prawda to nie to samo, ale mówiono mi, że pomiędzy nimi a ptakami zachodzi pewne podobieństwo.
Wiedziałem, że studia ornitologiczne to moja życiowa ścieżka. Najpierw, na sali wykładowej, ujrzałem orła białego, którego trzymał na przedramieniu profesor. Ten oto orzeł to pierwowzór naszego godła, polskiego godła, orzeł nad orłami, bielik, nasz, polski. Czy dokładnie ten, panie profesorze? Nie, nie dokładnie ten, ale ten oto orzeł zawiera w sobie esencję orła, która została odwzorowana w postaci Godła Rzeczypospolitej Polski. Ale ten nie nosi korony. Orzeł zapiał ze zdenerwowania. A no tak, przepraszam, zapomniałem – powiedział profesor i wyciągnął plastikową koronę z szuflady, nakładając ją niedbale na głowę ptaka.
Tamte zajęcia zrobiły mi sieczkę z mózgu, moje oczekiwania wywindowały zbyt wysoko. Myślałem, że każdy ptak jest tak dostojny jak orzeł bielik, z potężnym dziobem, ostrymi szponami i rozłożystymi skrzydłami. Można sobie wyobrazić mój zawód, kiedy zobaczyłem mizerne kuropatwy, których lot przypomina wzbijanie się w powietrze pijanej muchy z jednym skrzydłem w przeciwieństwie do szybowania orła.
W ptakach jest coś wyjątkowego. Zapach prastarej, prehistorycznej dżungli. Są przecież najbliższymi krewnymi dinozaurów, wyewoluowały z grupy teropodów – mniraptorów. Sądzę, że ich wyłonienie się z tych meandrów selekcji naturalnej było najwspanialszym wydarzeniem w toku całej ewolucji. Oto korona stworzenia. Stąd też wiedziałem, że muszę dostrzec tę iskrę doskonałości również kuropatwach. Nie szczędząc im swojego podziwu i bezgranicznej aprobaty, musiałem wyłuskać ich esencję, chociażbym miał od tego dostać spazmów i oczopląsu.
Chwile zadumy są wielkie, ale bywają też przerażające. Jak bez grama wstydu i szczypty wątpliwości obrać kuropatwę z jej powierzchownego istnienia i dotrzeć do głębi jej istoty? Egzystencja poprzedza esencję – tak, ale nie w kuropatwach. Ich istota jest twarda, da się ją wyczuć palcami wyobraźni, przenicować okiem. Wejść w jej wnętrzności wyłącznie poprzez obserwację i myśl. Świat materialny, jak wiadomo, jest niestały, jego zasadą jest wieczna zmiana myśl dysponuje zdolnością petryfikowania, zatrzymuje obiekt w jego całej okazałości.
Zabierzmy jedno pióro kuropatwie, będzie ona dalej tą samą, biedną kuropatwą. Pierwsze pióro nie należy zatem do jej istoty. Zabranie kolejnego nic nie zmieni, dlatego żeby dotrzeć do esencji, trzeba zabrać je wszystkie. Czy kuropatwa bez piór to dalej kuropatwa? Esencja kuropatwy zaczyna się i kończy. Kuropatwa, posiadając pewne cechy konstytutywne, może być tym, czym jest. Gdyby nie miała tych cech, to nie mogłaby być tym, czym jest, a zatem nie byłoby jej, ale jednak jest, więc musi je mieć – jej istnienie jest konieczne. Nie odpowiem na pytanie, jak uchwycić jej istotę. Dałem pewne wskazówki. Resztę musicie zrobić sami.