– Melopianiwa fuperowego dajcie mi tu natychmiast. Stygnie kąpiel dla księżniczki – zawołała donośnym głosem panna Florentyna, przykładając sobie do czoła kompres nasączony chłodną wodą i miedzianym olejkiem. Specyfik ów miał ponoć tę niezwykłą właściwość, że przywracał najbardziej marnym kompleksjom różaną barwę i miętową świeżość.
Niestety cudownych efektów rzeczonego oleum nie sposób było dostrzec, obserwując poszarzałe oblicze udręczonej panny Florentyny. Długoletnia praca w caldarium z czasem stawała się naprawdę nieznośna. Preparacje kąpielowe i gąbczane asysty dawały się we znaki nawet najwytrzymalszym damom termalnym, do których z pewnością zaliczała się spowita oparami zdrowotnych wód i leczniczych soli, wiecznie zdyszana i mokra niczym mysz łaziebna o spienionych wąsach i mydlanym ogonie, panna Florentyna.
– Byle żwawo – ponagliła. – Wanna się niecierpliwi.
Wanna rzeczywiście wydawała się zniecierpliwiona, przestępując z jednej kurzej łapki na drugą, zarysowując przy tym pazurami (zapewne niechcący) kunsztowną terakotę zdobioną groteską. Na kaflach ściennych perliły się drobne kropelki, tańczące w świetle zapachowych świec. Po dłuższej chwili zjawili się wreszcie Yin i Yang odziani w swe robocze kimona, niosąc żeliwne miednice z wyczekiwanym melopianiwem. Panna Florentyna nie mogła zapamiętać, który z nich zakłada czarny, a który biały strój.
– Coś ciche dzisiaj – mruknął Yin (a może Yang), deponując zawartość miednicy w zniecierpliwionej wannie. Kurze łapki ugięły się pod ciężarem pianiwa.
– No – odparł błyskotliwie Yang (a może Yin), opróżniając swoje naczynie. Wanna wydała cichy jęk.
Jak na zawołanie, pianiwo zafalowało, zadrżało i rozpoczęło popisy wokalne.
– I po co się odzywałeś? Wiesz, jakie jest przekorne – westchnęła panna Florentyna. – Teraz będzie cała operetka.
Odpowiednio potraktowane, delikatnie i z należytym szacunkiem, melopianiwo fuperowe, zwane potocznie pianą muzykalną, potrafiło zaprezentować zażywającemu kąpieli cały repertuar najznamienitszych arii operowych. Jednak nawet najmniejsze podrażnienie, drobne wzburzenie aksamitnej, przypominającej futerko, struktury pianicznej powodowało natychmiastowe przełączenie się na operetkę, skutkujące bezlitosnym osuszeniem ceremonii mycia z wszelkiego splendoru i hydrodekorum. Na domiar złego Yin (a może Yang) pośliznął się na ukrytym dla oczu, przyczajonym pod wanną kawałku luksusowego mydła z wyciągiem ze smoczego owocu i lilii tygrysiej, z chlupotem lądując w wodzie przeznaczonej dla księżniczki i rozlewając nuty po całej posadzce. Blade fugi wyostrzyły się i nabrały nieco koloru.
– Co wyście narobili? Teraz muszę powiedzieć jej książęcej mości, że wylaliście dźwięki z kąpielą – westchnęła panna Florentyna, załamując ręce.
Pieśń pieniła się melodyjnie po mozaice pięciolinii, harmonijnie obmywając cztery strony łaziennego świata i nasączając gorącą wokalizą eleganckie ręczniki frotte. Panna Florentyna postanowiła przenieść się do frigidarium. Tam z pewnością będzie miała szansę ochłonąć, bezszelestnie wodzić dłonią po lodowatych ornamentach śnieżnobiałej glazury oraz wsłuchiwać się w milczący prysznic niemych strun otulona puszystym szlafrokiem chłodnej, błękitnej ciszy. Yin i Yang staną się jednością.