Śniło mi się że ktoś nakroił mi chleba
Serdeczną ręką która nie żałowała
Podczas procesu nie podtrzymywał rozmowy a szkoda bo scena nabrała symbolicznego wymiaru w mojej wyobraźni
Biały obrus łapczywie wchłaniał okruchy
a nóż rytmicznie kaleczył aerodynamicznie mityczną strukturę
Odebrałem to bardzo osobiście
Jak wszyscy pójdą
Posklejam go znowu i nadam formę by mógł żyć
A może nie?!
A może z miękkiej zawartości wnętrzności
ulepię takie śmieszne ludziki
Wpadłem w katatoniczny trans
Z zamkniętymi oczyma oddzielałem z wprawą antycznego rzeźbiarza skórkę i organiczne trzewia
Strukturyzowałem przyjemną materię której metaboliczne ciepło pochodziło z moich dłoni
Dłoni które złożyły hołd intuicji pozbawionej rzemiosła
asymetria i przypadkowość opanowane przez bezwład
Odhumanizowane niemodne niepełne
Pierwotny taniec kończyn – głów – brzuchów
Bal plemiennych amuletów które układałem warstwami jedne na drugich
Rolada tchnień i stygnącego chlebka
Mam wrażenie że zbudowaliśmy wyjątkową relację a to kim się stawały było naszą prywatną wzajemną umową
Nie chciałem żeby ktoś je zobaczył
Straciłbym je a ktoś mógłby nadać im swój sens
swoją interpretację
To był prywatny akt pseudo tworzenia na własne potrzeby
Kiedy wszystkie zjadłem przez chwile wąchałem dłonie
Nie zrobię tego więcej