– Jeszcze trochę w lewo – powiedział Libert, stojąc przed solidnie zakamuflowanym wejściem do jaskini i poprawiając skórzaną kurtkę w kolorze jeżynomaliny. – Nie, na prawo, na prawo – zmienił zdanie, przyglądając się swemu wspólnikowi, próbującemu odgruzować portal prowadzący do wnętrza skały przy użyciu najnowszej generacji kruszydła renomowanej międzynarodowej marki Caveman. – Teraz dociśnij mocniej i lekko przechyl, tak z pięćdziesiąt trzy stopnie.
– Chyba ci się coś przechyliło pod łysiną. Sam sobie dociśnij – odparł z lekką irytacją operator kruszydła, ocierając spoconą twarz rękawem flanelowej koszuli barwy świeżej limonki. – Niepotrzebnie braliśmy tę robotę.
– Daj spokój, Albin. Wiesz, jaka fortuna nas czeka, jeśli nam się uda. Będziemy chodzić w futrach i pić drinki z palemką – odparł z przekonaniem Libert. – Weź w dół teraz trochę – dodał.
– Tam, gdzie pije się drinki z palemką, zwykle jest za gorąco na futra – mruknął Albin, mocując się z kruszydłem i rozważając złożenie oficjalnej reklamacji w siedzibie Cavemana. – Mówię ci, niepotrzebnie. Nie wleziemy tu, nie da rady. Trzeba było kupić krajowy sprzęt, a nie to świństwo zagraniczne.
– Nie marudź i przytnij z ukosa – Libert nie tracił wiary. – Wejdziemy tu, złapiemy przeklęte gryzonie, dostarczymy szefowi, odbierzemy forsę i jazda do Lonohulu. O, teraz dobrze. Jeszcze raz tak samo.
– Mówi się Honolulu – odpowiedział Albin, precyzyjnie dociskając kruszydło do skalnej ściany. – Poza tym sezon na kipaty już się kończy. Nie wiadomo, czy uda się złowić choć jednego. Jak się nie będziemy mieć na baczności, to nas zeżrą przeklęte zwierzaki.
– Niech tylko spróbują. Już ja im dam popalić – w głosie Liberta wyczuwalna była lekka groźba.
Gdyby kipaty rozumiały ludzką mowę, na pewno zadrżałyby ze strachu, a srebrne futerko stanęłoby im dęba. Ich znajomość języków innych istot była jednak ograniczona. Legendarna pani udomowionych przodków tych zwierząt, bogini Ki, próbowała nauczyć swych podopiecznych podstaw jej rodzinnego sumeryjskiego. Niestety bez powodzenia. Kipaty nie wiedziały nawet, że tak właśnie nazywane są w świecie człowieka. Nie mogły przecież pojąć, że ich nazwa gatunkowa miała antyczne pochodzenie i łączyła w sobie imię sumeryjskiego bóstwa żeńskiego oraz fragment greckiego słowa oznaczającego cierpienie. Podobno sam Herodot pisał o tym, jak wielkie pathos odczuwała nieszczęsna Ki po utracie ukochanych pupili. Nie były też pewne, co to za hałasy dobiegają z zewnątrz. Trzeba przyznać, że dźwięki te brzmiały niepokojąco. Na szczęście jaskinia była w miarę dobrze zabezpieczona, a jej mieszkańcy, dzięki zakrzywionym ostrym pazurkom i zwinnym łapkom, z łatwością wspinali się po śliskich, diamentowych ścianach. Poza tym mieli bardzo ostre ząbki.
Polowania na kipaty stały się szczególnie popularne na początku ubiegłego stulecia, gdy zespół badaczy flory i fauny jaskiniowej wspomagany przez amerykańskie stowarzyszenie grotołazek i grotołazów odkrył niezwykłą zdolność tych zwierząt do odżywiania się różnego rodzaju minerałami. Kipaty najchętniej spożywały kamienie szlachetne, m. in. diamenty. Ta osobliwa dieta skutkowała w zmianie struktury chemicznej futerka konsumentów – ich połyskliwa, półprzezroczysta, mieniąca się wszystkimi barwami spektrum świetlnego pokrywa włosowa była szczególnie cenna dla kreatorów mody. Couture a la kipaté stało się hitem wybiegów, potem zaś synonimem klasy i luksusu. Do największych marzeń każdej szanującej się damy i w równym stopniu szanującego się dżentelmena należało posiadanie w swojej szafie jakiegoś kipaciego drobiazgu, choćby mankietu czy kołnierzyka. W obliczu zaistniałych okoliczności kipaty wzniosły się więc na szczyt krzywej popytu. Ich populacja jednak była niewielka, a na tereny dostępne (co prawda przy dużym nakładzie pracy i wysiłku) ludziom wychodziły tylko w miesiącach letnich. Polowania na kipaty wymagały specjalistycznych umiejętności, a co za tym idzie stały się wyjątkowo intratnym zajęciem.
To właśnie finansowe kwestie skusiły Liberta i Albina, a dokładniej mówiąc Liberta, który przekonał sceptycznego wspólnika, nęcąc go wizją wycieczki na Hawaje. Albin nie był jednak do końca pewien, czy podjęli słuszną decyzję. Słyszał bowiem, że kipaty, przyzwyczajone do życia w ciągłym zagrożeniu kłusownictwem, nauczyły się wzbogacać swoją mineralną dietę mięsem atakującego je drapieżnika. Przypuszczał, że mogą być to jedynie plotki rozsiewane przez ekologów zaciekle broniących małych diamentożerców. Libert wręcz zupełnie odrzucał tę ewentualność. Gdyby byli świadomi, że mają do czynienia nie z mrzonką, wymysłem lub niepotwierdzoną hipotezą, z pewnością nie wzięliby tej roboty. Kiedy spadali do wnętrza jaskini przez rozkruszony po długich trudach portal, nie zdawali sobie sprawy, że dla zamieszkującej ją kipaciej rodziny szykuje się prawdziwa uczta, istna feta z szerokim asortymentem dań mięsnych na pożegnanie lata, ostatni ludzie w sezonie.
Dziś przy wejściu do jaskini stoi limonkowa, kamienna płyta opatrzona jeżynomalinową, kunsztowną inskrypcją o następującej treści: „Porzućcie nadzieję, ci którzy tu wchodzicie. Pamięci dzielnych Albina i Liberta”. Gdyby ten pierwszy wiedział, że pamiątkową tablicę ufundowała firma Caveman, zatrząsłby się ze szczerego oburzenia.