To jest Ameryka. Śnieć na polu kukurydzy. Nafta i kupony.
W samoobsługowej pralni awaria, wolta neonów.
Płynie poliester, bawełna i lycra. Grzęzawisko ze szmat i chemii.
Brodzimy, koczujemy. Ten przypływ odcina nam drogę do vanów.
Bezpieczeństwo tkanin jest zagrożone. Nie jesteśmy robotami.
Sprawdzamy przecież godzinę i pogodę. Gryziemy brzegi szklanek.
Nastąpiła erozja dbałości, automaty już nie utrzymują higieny.
Trzeba się rozgrzać, stopić węże, okadzić bębny.
Były inżynier laserów roznieca, palimy blaty, proszki żrą.
Pompy ciepła wprawione w ruch. I nagle zjawiają się mumy.
Chlorowane, krochmalone. Krążą nad nami gorące termofory.
Nie mamy kosztowności. Zapamiętują więc nasze hasła do witryn.