Owacje niewstające
Owacje niewstające to takie małe robaczki, które przyczepiają się do sufitu. Nie mają planu co dalej, ale dobrze im się wisi. Nie wstają. Trochę nie wiedzą, czego chcą. Trochę się boją. I tak sobie wiszą głową w dół i udają, że nic się obok nich nie dzieje. Ale się dzieje, bo zdarzają się owację wstające. Te rosną z dołu. I w efekcie robaczki są jak stalagnaty i stalagmity. Tworzą dziwne przestrzenie i dziwne światy. Labirynty. A udają, że nic wokół nich nie ma.
Lubię je.
Lubię, że jedne są takie, a drugie takie.
Lubię czekać, co się stanie. W co urośnie, nabrzmieje, napuchnie, nasiąknie, naleje mój zachwyt.
Lubię. Fajnie mi. Dobrze.
Z zachwytem.
Kolejny popis Czupreva
Czupreva nikt nie widział, choć był faworytem. Jego prawa ręka nie dominowała lewej. A lewa ułatwiała pracę prawej. Grał dokładnie tak, jak powinien, a nawet lepiej. Siedział u każdego w głowie, wstawał i, stukając obcasami, podchodził do fortepianu. Wyćwiczonym gestem unosił palce nad klawiaturę i grał to, co komu w duszy gra.
Teraz konkurs się skończył. Czupreva niezauważony zniknął. Nie wiadomo, czy i kiedy wróci. Nie wiadomo, kiedy da kolejny popis. Nie wiadomo, czy jeszcze mu się zechce tutaj pojawić.
W końcu został olany. Zdyskryminowany. Za brak. Za brak wizualizacji, za brak ciała, za brak fizycznej formy. Choć był najpiękniejszym dźwiękiem w tym konkursie. Przegrał.