Dynioptaszek (ang. PumBird) – stworzenie dotychczas ludzkości nieznane, odkryte w 2019 roku przez zupełny przypadek w okolicach Halloween.
Ktoś mnie zapyta: „Ale czekaj, jak to dynia ptaszek?!”. Odpowiem wtedy, że DYNIOPTASZEK i nawet narysuję albo uszyję. Teraz też w sumie opowiem.
Wieki temu Halloween nie było – a nawet jeśli, to inne. Dekorowanie domostw i dyniowe rzeźbiarstwo rozpoczęły właśnie one – dynioptaszki – które, rzeźbiąc w rosnących na polach dyniach, pomagają potomstwu się wykluć. Widząc takie fantazyjne wzory na swoich dyniach, jakiś teksański rolnik podłapał to i ponoć zbił niezły interes.
Kiedy Halloween nie było, jeden z błękitnych ptaków na polu dyń złożył jaja. Wykluły się z nich dynioptaszki w formie takiej, w jakiej występują obecnie. Czyli, no, ptaki, które mają dynię zamiast tułowia, a u jej dołu posiadają króciutkie nóżki. Tak króciutkie, że gdy biegają, ma się wrażenie, że lewitują. Skrzydła wykształcają w ekstremalnych warunkach, jednak takowe rzadko się zdarzają. Największą aktywność wykazują w okresie jesiennym przedhalloweenowym – pełną parą biorą się za dyniowe rzeźbiarstwo, produkcję łakoci i jesieniarskiej kapucziny oraz za dzierganie kardiganów.
A skąd o tym wiem? A stąd, że znam jednego dynioptaszka – właśnie tego, któremu zawdzięczamy candy corn i jesieniarskie latte. Na jednym i drugim zbił więcej niż ten rolnik z Alabamy; jest bardzo uznany w społeczeństwie. Oklaski słychać, gdy tylko pojawi się na polach dyń czy w kawiarniach, gdzie zazwyczaj inne dynioptaszki delektują się jesiennymi przysmakami.
W takiej sytuacji się poznaliśmy – płaciłam właśnie za kapuczinę, kiedy to rozległy się oklaski. Barista nic nie słyszał, uznał pewnie, że jakaś odklejona jestem, ale kiedy spojrzałam na kontuar, przechadzał się po nim dynioptaszek. Ten sławny, a oklaski dobiegały zewsząd. Opowiedział mi wiele o życiu i powstaniu dynioptaszków.
Haczyk, jak to zwykle bywa, znalazł się i tutaj, bo mało kto widzi dynioptaszki. Ktoś mógłby uznać, że skoro Halloween to trupie klimaty, to pewnie są one jak te śmieszne konie z Harry’ego Pottera. Ale nie, z dynioptaszkami jest inaczej. Najlepiej być jesieniarą – nie, nie sezonówą, ale urodzoną w jesieni jesieniarą, bo wtedy zamiast krwi, w żyłach płynie syrop klonowy. Zwiększa się też szansa na zakupienie idealnej do wyrzeźbienia dyni i zebranie największej ilości łakoci w halloweenowy wieczór. Po hektolitrach wypitej kawy wchodzi się na wyższy poziom świadomości i wówczas, przy wyjątkowym szczęściu, można poznać dynioptaszka.
Dynioptaszki uwielbiam.