Matka rodziła Adelajdę, tak jak ojciec Adelajdy pisał swoją powieść. Długo i w mękach, bo zamiast pisać, wykuwał je, plując na kartkę. Kosztowało go to wiele śliny.
A potem matka Adelajdy umarła, a ojciec dalej nie skończył swojej książki.
Adelajda cierpiała z tego powodu na chorobę półsierocą. Paliła marihuanę na balkonie ubrana w suknię księżniczki. Śmiała się i machała do turystów sunących nadmorskim deptakiem.
– Hej, zaskocz mnie i napisz coś dla mnie. Byle szybko, a nie jak mój ojciec. Jestem półsierotą – krzyczała, gdy któryś z facetów wpadł jej w oko.
Akurat przechodził tamtędy Doroteusz Młotek i stwierdził, że to zadanie w sam raz dla niego. Co prawda pisać nie potrafił, ale w mowie nikt nie mógł mu dorównać. Przeskoczył przez murowane ogrodzenie. Wpadł wprost do stawu z aligatorami. Gady rozszarpywały korpus listonosza i nie zwróciły na niego uwagi.
Nietrafione słowa ojca Adelajdy walały się po działce. Doroteusz Młotek ominął kupy śliny i mokre kartki, którymi zasłany był trawnik. Podszedł do drzwi i wyważył je. W korytarzu stał ojciec Adelajdy. Wydłubywał łyżką mózg z głowy listonosza.
– Będzie z niej piękna donica – odstawił głowę na półkę. Były tam już głowy księdza i posła, którzy chcieli się dobrać do jego córki. Rosły w nich dorodne krzaki marihuany.
– A ty co robisz w życiu? – zapytał Doroteusza Młotka, opluwając go od brwi po pięty.
– Jestem mówcą motywacyjnym.
– Czyli zawodowo pieprzysz. Będziesz pasować do pozostałych – splunął za siebie ojciec Adelajdy. Wziął siekierę i wbił ją w plecy Doroteusza Młotka. A potem poszedł do kuchni. Wypluł na blat smakowity przepis na serniczek i postanowił go upiec.
Doroteusz Młotek prawie wykrwawił się na śmierć, gdy przypomniał sobie formułkę motywującą do życia. W ciągu paru minut był zdrów jak ryba. Zwlókł się po cichu do piwnicy, zanim ojciec Adelajdy wstawił serniczek do piekarniczka. Odczekał dwa dni. Gdy schudł piętnaście kilo, postanowił przecisnąć się przez malutkie okienko. Niestety, utknął w nim i zamarł z przerażenia.
Ocknął się z kawałkiem serniczka ojca Adelajdy w ustach.
– I jak? Smakuje? – potężna plwocina spłynęła mu z czoła i spadła w oczy Doroteusza.
Doroteusz kiwnął potakująco głową, bo nic innego nie był w stanie zrobić.
Ojciec Adelajdy ucieszył się, że serniczek smakuje. Postanowił zamiast powieści wypluć książkę kucharską, ale wtedy wyzionął ducha. Została po nim tylko breja flegmy na trawniku.
Tymczasem Doroteusz Młotek schudł kolejne dziesięć kilogramów i przecisnął się przez malutkie okienko.
– Cześć, księżniczko – mrugnął okiem Doroteusz Młotek, gdy dostał się po rynnie na balkon Adelajdy. – Przybyłem, aby powiedzieć ci coś motywującego.
Adelajda stanęła na krześle przed Doroteuszem i skrzyżowała ramiona.
– Powiedz mi coś, czego nie wiem i przestań pieprzyć. Byle szybko, bo wpadnę w rozpacz.
– Już nie jesteś półsierotą. Jesteś sierotą w pełnym tego słowa znaczenia.
Adelajda wpadła w rozpacz, ale przed skokiem zrzuciła perukę i sukienkę księżniczki. Miała kanciastą głowę, piersi wielkości piegów, które ze wstydu uciekły na plecy. Jej pachy zarastały włosy do kolan.
– Chyba nie taki miał być efekt – pomyślał Doroteusz Młotek. Już miał sobie wbić siekierę w plecy, gdy przyszła mu do głowy nowa myśl, która przegoniła poprzednią.
Zamachnął się siekierą i uciął Adelajdzie włosy spod pach
Zrobił z nich linę i uwiązał na nią aligatory. Poszli z nimi do garbarza skór, gdzie sprzedali je za sporą kwotę. Za otrzymane pieniądze Adelajda zrobiła sobie liposukcję, operację nosa i korektę uszu, powiększyła piersi oraz przeszczepiła włosy z pach na głowę. Od tej chwili była piękna i pociągająca.
A chwilę potem umarła.
Doroteusz poszedł dalej deptakiem. Pluł ile wlezie, ponieważ wciąż czuł włosy Adelajdy między zębami. Kosztowało go to sporo śliny.