Krzywe i lustra. Krzywe i lustra to nieskończona ilość zabawnych zbiegów okoliczności i kawałów. Wpadek nie-do-policzenia. Przypadków, zrządzeń losu, omamów, wyjątków, wypadków, ekstremów. Ekstremów lokalnych i ekstremów globalnych. Takich, po których siedzisz na krawężniku i głośno się śmiejesz, albo takich, po których przez moment nie ma prądu.
To dlatego, że krzywe same w sobie krzywią się co i rusz. Nie rusz. Oddaj. Zasłoń lustro. Z lustrem już zupełnie nie da się za nimi nadążyć.
Krzywe można złapać tylko przez przypadek. Jak białego królika. W momencie, kiedy zupełnie się tego nie spodziewasz i kiedy już wcale tego nie chcesz. Wtedy migną Ci tylko na chwilę i przez chwilę myślisz, że coś rozumiesz.
Tracę oddech. Szybciej. Szybciej. Już jestem spóźniona.
Krzywe i lustra. Krzywe i lustra są gorsze niż labirynt Minotaura. Krzywa za krzywą. Lustro za lustrem. Lustro na przecięciu. Już zupełnie nie wiadomo, gdzie jest początek, a gdzie koniec. O rany, chyba go nie ma. Tutaj gładko, a przecież miało być krzywo. Tam krzywo, a miało być gładko. Rozglądam się i nie wiem, gdzie jestem. Rozglądam się i nie wiem, czy to ja, czy moje odbicie, czy ktoś jeszcze inny. Gdzie ten kant, a gdzie zimna szklana szyba. Gdzie zagięcie, a gdzie wyjście.
A, przypomniało mi się.
Krzywe i lustra. Krzywe i lustra to takie zabawne chwile, które trwają sekundy, ale mają w sobie posmak nieskończoności i lekkość motyla. To takie bardzo rzadkie, słodkie jak wata cukrowa momenty, kiedy myślisz, że wiesz coś o życiu. Śmiejesz się, ale nie z siebie. I niesłusznie. A potem się okazuje, że cukru w wacie było za dużo. Ale to już zupełnie nie ma znaczenia.
Krzywe i lustra. Krzywe i lustra to takie odpryski, odblaski, odbicia rzeczywistości w krzywych i w lustrach. W krzywych lustrach. To odpadki i wycinki. Strzępki i papierki. Takie po gumie balonowej i takie z konfetti. Wiedz, że muszą być kolorowe i muszą się błyszczeć. Bardzo! Wiedz, że nie przejdziesz obojętnie. Wiedz, że przypominają zamknięte wesołe miasteczka. Wiedz, że musisz się wkraść do nich przez dziurę. Wiedz, że najpewniej nic się ciekawego nie wydarzy. Wiedz, że uśniesz w nieczynnym, diabelskim młynie. Wiedz, że następnego dnia zaczniesz biegać w kółko i szukać kolejnej dziury w całym. Płocie! Wiedz, że nigdy nie będziesz na te momenty gotowy. Wiedz, że nigdy się nie skończą. Wiedź, że smakują jak balon z helem.
Wiedz, że nie ma w życiu nic lepszego niż mówić głosem Kaczora Donalda.
Wiedz i olej to, i zrób fikołka na śniegu.