koszule flanelowe, sułtańskie i złocisto-mosiężne! zawsze modne i dopasowane w odwłokach, ach, jak pięknie leżą! spodnie krótkie i długie, i takie w sam raz!
proszę się przejrzeć, można nawet na leżąco! gdzie te macki, nie w ten rękaw! lalalalala!
suknie balowe dla ważek świtezianek, koszule dla kałamarnic, kalesony dla niedźwiedzi polarnych, a wszystko po uczciwej cenie, można taniej, można drożej, a można też wszystko naraz!
targ ogólnozwierzęcy cosobotnioporanny, prawdziwa zmora dla wilków-samotników, istny raj dla stadnych antylop gnu. po szaleństwie zakupowym zasłużona kawa z mleczkiem, pączki pachnące świeżo skoszoną trawą, planktonowy koktajl proteinowy.
idylla, kojąca sceneria, mruczące zadowolenie sięgające od zgrubiałych kopyt i krzykliwych pazurów, aż po sterczące na czubkach uszu pędzelki i pełne skupienia rinofory.
nic na tym targu nie jest zaplanowane i z góry wiadome, produkty i zdarzenia to kipiący instynktowulkan, pozostawione tropy, wgryzające się kły.
piórka zachęcają do wypuszczania w eter całusów. chichoty, rechoty i bezczelne spojrzenia zapraszają każdego do zanurzenia się w tłumie targowiska. nosy rozczulone w pobliżu ogonków, atmosfera jest lepka od miłości skondensowanej. małe paluszki wyrywają sobie nawzajem przecenione towary.
marchewka pyszna, ugotowana na miękko! dla mięsożerców na przystawkę!
zwierzęta poważniejsze dyskutują na gibkie tematy. palą długie cygara oparte o wierzchołki drzew, układają tylne łapy na stosach ksiąg, poprawiają monokle, co chwilę zmieniając czuwające oko, żeby szybciej zauważyć drapieżnika.
ziewnięcia pozwalają szybko połknąć całe naręcza zaaferowanych much.
proszę się nie pchać, dla każdego wystarczy! nie można płacić muszelkami, akceptujemy jedynie nasiona rzeżuchy i maku, co pan wyprawia! proszę zejść z moich dzieci, to nie są żółwie przebieralne!
szybka wymiana towarów musi zachodzić przy odpowiednim nasłonecznieniu. agamy czerwonogłowe i salamandry plamiste z dumą prezentują wówczas swoje wakacyjne ubarwienie. od kocich wibrysów odbijają się promienie słońca.
do południa handluje się tu czym popadnie, a bardziej wymyślne towary przynosi się po zmroku: korale z wiewiórczych mleczaków, gniazda przerobione na kapelusze dla wytwornych słonic. trzeba być dobrze poinformowanym, by wiedzieć, co, gdzie znaleźć w tych monokolorowościach.
huhuu! szukasz tu czegoś mały chłopczyku? huhuuhuhuuuuu!
zza wielkich zielonych kontenerów łypią stumetrowe odnóża zakończone żądłami, lekko i puszyście wibrują w rytm dźwięków uśpionej ulicy. szemrane interesy muren, samogłowów i połykaczy. na kocykach w kratę chaotycznie rozrzucone są słoiczki z ikrą, pawie pióra, perły. kramy gotowe do tego, by szybko się zwinąć i ukryć.
klientela nieśmiało zagaduje na tysiące różnych sposobów.
widzieliście człowieka! gdzie! niech no tylko go znajdę, to..!