to niewiarygodne, ale wszystko dzieje się dokładnie w tym samym momencie, gdy klips wyczuwa ruch śmigła wysoko w chmurach i delikatnie wprawia się w orbitalne drżenie. rozedrgana biżuteria szepcze do właścicielki: „czy posmakowałaś już, damulko, lizaków zmieniających kształty?”.
to klips nieprzeciętny, co obudzony w środku nocy rozpoznaje samolot już z daleka, rozpala się cały do szkarłatności i odpędza demony senne, krzycząc do nich: „pizza diabolo, z podwójnym serem i topinamburem!”.
autochtoniczne damy-papilotki pożądają klipsa, piszą do niego listy miłosne, puszczają oko, gdy tylko ucho z klipsem pojawi się w towarzystwie. serenady doklipsne wyśpiewywane są głosami tłumów, o klipso mio!
zdarza się pewnego dnia w posunięciu nieoczekiwanym, że klips jednak odczuwa tęsknotę do podobnych sobie, towarzystwo ucha jednego brzydnie mu, nie czuje z nim związku, a jedynie repulsję i polemiczne zniesmaczenie, gdy musi otaczać jego płatek swoimi złotymi ramionami-szczypcami.
klip czuje, że nie jest jak żadna część ciała damy, choć pasuje do każdego cala jej skóry, muska jej dłonie, usta, obojczyki. „damo, powinniśmy wsiąść do pierwszego lepszego samolotu, a gdy już wzniesiemy się ponad miasto, proszę zrzuć mnie w otchłań, daj mi pożyć samemu!”
to nie byle prośba klipsna, jakich wiele. dama czuje od dawna, że klips nie kocha jej równie mocno, co ona jego. uścisk, jaki daje jej uchu, jest coraz lżejszy, czasami wręcz klips zsuwa się powoli z płatka ucha, jakby uciekał od niej.
z rozrzewnieniem wspomina ich pierwsze wspólne momenty, gdy klips ściskał ją z całych sił, aż cała puchła i fioletowiała. jej ucho nabrzmiewało, ropiało, drewniało, aż chciała krzyczeć.
„klipsie, czy pożądasz innych uszu?” – pytanie damy pozostaje bez odpowiedzi. jejmość zanosi kolczyk do diamentowej garderoby, a sama kładzie się na niekończącym się futonie.
futon wyczuwa troskę swojej właścicielki, żartobliwie zaczyna imitować fale oceanu, następnie przemienia się w kosmiczny statek i robocim głosem mówi: „wi-ta-my na po-kła-dzie, do-kąd dziś le-ci-my?”, na co dama wpada w jeszcze większy szloch, przypomina jej to o samolocie, z którego ma zepchnąć swój ukochany artefakt biżuteryjny.
dama dzwoni do swoich pocieszycielek, balonowych kocic miłorzębnych, chce słyszeć ich głos kojący, szumy, które mogą otoczyć jej ucho cienkim woalem spokoju. „klips to nie wszystko, zasługujesz na więcej, tylko kolie podwodne mogą sprostać twoim arystokratycznym potrzebom, a czy spróbowałaś diety oczyszczającej ucho z pragnień szczypliwych-klipsnych?”
„one mnie nie rozumieją, nie wczuwają się w mój ból!” – dama-cukiernica coraz bardziej czuje się odosobniona, zła, wściekła, wojowniczo nadęta. postanawia nie spełniać całkowicie życzenia klipsa, a może wręcz przeciwnie, obmyśla plan pozostawienia go na zawsze uczepionego do jej ucha.
wyciąga z komody srebrną nitkę i obszywa nią swoje ciało, wije gniazdo, w którym umieści swojego ukochanego. obszyta niczym w kokonie sunie do garderoby i nie budząc klipsa, układa go delikatnie w uchu i nakłada truskawkowy kapelusz, odcinając wszystkie drogi ucieczki ze swego ciała.
w przebraniu ważki wsiada do samolotu, wsiąka w fotel pierwszej klasy, plącze nogi w kształcie dymiącej zebry. klips wyczuwając, że jest w samolocie – w swoim ulubionym środku transportu, rozpoczyna koliste drgania, tańce obrotowe i swingowe. już cieszy się, że zaraz odleci w chmurną przestrzeń, za którą rozpocznie się rajskie życie bez przywiązania stałego do ucha.
„ale damo, co ty wyprawiasz?!”
„damo, damulko?”
„damo?! nie!”
„uwaga. prosimy państwa o spokój. owadzia niewiasta z klipsem, która wyskoczyła z samolotu, nie zamknęła za sobą drzwi, przez co wywiało nam wózek z bezpłatnymi przekąskami. głodnych pasażerów przepraszamy i zapraszamy po odbiór kuponów na kawę, ważne bezterminowo na każdym lotnisku w kraju.”