Gdyby tak czysto teoretycznie zamienić silniki samolotu z suszarkami, mielibyśmy ogromnie trwałe fryzury, takie przeraźliwie puszyste – białe barankowe chmurne loczki kobietek siedzących u fryzjera z hełmem suszarki na głowie.
Naturalnie, w miejsce białego puchu pojawią się z czasem fale truskawkowych loków. Fale loki koki – niegdyś przeczytane przez okno autobusu, a tak bardzo nabiera teraz znaczenia! Wtedy jeszcze wiersze zupełnie nie miały znaczenia, białe wiersze może jeszcze jakoś. Pragnienie posiadania truskawki na głowie zbiega się zupełnie z tym samym momentem, kiedy już nie wzrusza srebrna nitka włosa znaleziona przypadkiem w łazience. Chociaż czasem truskawka zamienia się w toffi – traci jednak, ironicznie, wtedy swoją słodycz, bo nie oglądam żadnego tofifi przy zachodzie słońca. Wolę truskawki i soczyste morele.
Z suszarką mam ten problem, że nie za bardzo rozumiem o co chodzi w jonizacji. To znaczy – żeby sytuację sprostować – nie rozumiałam, dopóki właśnie nie zamieniłam sobie suszarki właśnie z silnikiem samolotu. Wtedy te jony wydawały mi się dość takie beztroskie – całkiem logiczne, zrozumiałe i leciutkie. Dlatego że cały wszechświat jest zbudowany z atomów, a atomy i jony brzmią zupełnie podobnie – zresztą cóż, nie nam to oceniać, bo orłami z fizyki nigdy nie byliśmy. Niemniej jednak rozważania na tematy naukowe, matematyczne i abstrakcyjne potrafią z powodzeniem odwrócić uwagę od rzeczy ważnych i ważniejszych.
I would hold you, like I told you – słyszę sobie i już mimowolnie mocniej zaciskam dłonie na oparciu fotela fryzjersko-samolotowego, w perspektywie katastrofa wydaje się być zupełnie prawdopodobna: albo przekosimy chmurny biały puch i gdzieś pośrodku oceanu się znajdziemy, albo coś innego przekosi nam fale loki koki – a wtedy smutek ogarnie mnie niesamowity. Zawsze się tego boję, chociaż jak życie pokazało, nie jest to najgorsze, co mogło nas spotkać w pozycji siedzącej na fotelu.
Jesteś moim bohaterem – mówi tam głos w tle – a dla mnie prawdziwy bohater jest autopilotem i stewardessą, która tuż przed wbiciem się w niebo zamyka drzwi, używając wielkiej wajchy i całej siły w swoich wątłych ramionkach. Ona – naturalnie – również fryzurę ma nienaganną. Trochę tak jakby chciała się idealnie dopasować do tych pięknych obłokowych fal. A tak się składa, że trochę wiem, jak to wygląda. To pospieszne zbieranie się tuż przed nocą, powietrze w hotelu pokojowym przesuszone od suszarek suszących jednocześnie skarpetki, włosy, lakier na paznokciach. Wtedy właśnie w tym pośpiechu rozsypuje się na podłodze cały różowy puder, ale czasu, by to posprzątać, już nie ma. Wtedy czasem warto zastanowić się, co łączy mopa z samolotem, srebrnym obłokiem i drożdżówką przekazaną w momencie największych łez jak groch spadających po policzkach.
Nie wiem, jak powinno się czuć, kiedy włosy są nadal wilgotne przy lądowaniu.