Bronek nie miał latania we krwi. Czasem w snach docierało do niego, że jego własne erytro- i leukocyty unoszą się bezwładnie w zawiesinie osocza, a wtedy budził się zlany potem i ze stłumionym krzykiem w ściśniętym gardle. Wszelkie bowiem ruchy w górę wbrew sile przyciągania ziemskiego budziły w nim zdziczałą trwogę.
Zaczęło się już w dzieciństwie, więc życie nie dało mu szansy na polubienie eksperymentów z grawitacją. Bawili się wtedy z Jankiem, kolegą z podwórka, w spadochroniarzy. Lot z dziadkowej jabłonki na płóciennym prześcieradle zakończył się w pobliskiej świeżousypanej pryzmie obornika. Fakt, że wystawały z niego widły, doznań fizycznych bynajmniej nie poprawił. Później dziadek zarzekał się, że, dalibóg, on z pewnością temu nie winien, pomstując, że niby kto to widział zostawiać narzędzia gospodarskie byle gdzie i jak.
Bronek dorastał blisko ziemi. W wieku nastoletnim rozważał karierę górnika, grotołaza lub geologa. Litera „g” determinowała jego wybory życiowe. Nie inaczej było z imionami dziewczyn, z którymi się spotykał – Grażka, Gienia, Gosia… Pierwsza pochodziła z Gdańska, druga mieszkała w Gorzowie, a trzecia pracowała w Gnojniku.
W przededniu trzydziestych urodzin przyśniła mu się wróżka. Tak ją nazwał, bo latała w przestworzach. Obserwacja jej sprawiała mu przyjemność, a momentami nawet wywoływała zachwyt, kiedy z gracją kreśliła zgrabne łuczki w mięsistych skupiskach obłoków. Obudził się zaintrygowany. A potem próbował przywoływać w snach latającą nieznajomą. Kiedy się nie zjawiała, wyobrażał ją sobie. Którejś nocy zobaczył, że ma piękne oczy koloru głębi Oceanu Spokojnego. I przestał się bać.
– Kawa czy herbata?
Minęło parę lat. Bronek zamienił karierę geomorfologa na glacjologa, a w wolnych chwilach skakał ze spadochronem. Okazało się to całkiem przyjemne.
– Proszę pana – kawa czy herbata?
Głos nadal był miły, ale powoli nabierał odcienia stanowczości. Zanim podniósł głowę, rzut oka na zegarek uświadomił mu, że do lądowania pozostało czterdzieści minut.
– Kawa. Czarna, bez mleka i cukru – wyrecytował z uśmiechem i zamarł na ułamek sekundy. Przed nim stała wróżka.
– Nawet nie wiem, jak pani dziękować – dodał, kiedy podawała mu papierowy kubeczek z gorącym płynem.
Odwzajemniła uśmiech i poszybowała dalej.