— Witam państwa Muczyńskich. Czy ten sam stolik, co zawsze?
— Jeżeli jest wolny, to poprosimy.
Pani Muczyńska z gracją zsunęła czerwone futerko, które odebrał kelner.
— Ale ładne futerko. To z Azjatów?
— Tak, świetne oko! Z Tajwańczyków.
Państwo Muczyńscy rozsiedli się w blichtrze pięciogwiazdkowej restauracji na pikowanych szmaragdowych fotelach. Z każdej strony wyzierała bogatość i przepych, począwszy od kelnerów w przebraniach pingwinów, aż do palm w donicach i kryształowych okien.
— Józek, czemuż my jesteśmy tacy bogaci? – zapytała pani Muczyńska.
— Zapomniałaś już, że mam imperium mięsne? Dzięki, tato – Józek pocałował górną kończynę i uniósł ją ku niebu. – Czego się dzisiaj napijesz, Mariolu?
— Czegoś słodkiego. Ciekawe, czy jest koktajl z osocza?
Akurat przechodził kelner, który padł ofiarą masywnych racic pani Marioli.
— Kochaniutki, mogę prosić koktajl z osocza?
— Z dodatkiem szpiku kostnego?
— A jest light?
— Oczywiście.
Mariola Muczyńska klapnęła z powrotem na fotel i mlasnęła z zadowoleniem, spojrzawszy na menu.
— Józek, widziałeś? Jest dzisiaj niemowlęcina!
— O, udka niemowlęce w panierce kukurydzianej! Rzeczywiście! – Józefowi oczy zabłyszczały jak pięciozłotówki. Nie zdążył jednak się nacieszyć, bo podszedł do nich kelner z napojem dla Marioli.
— Czy coś dla państwa na przystawkę?
— Tak, poprosimy ciepłe nerki prowansalskie.
— Świetny wybór! Chapeau bas! A czy dla pana coś do picia?
— Proszę amarenę śliwkową, ale z dodatkiem krwi germańskiej.
Józef spojrzał akurat w stronę drzwi i spostrzegł, że do restauracji wkroczyli ich znajomi,państwo Ryczyńscy.
— Daniel! Daniel! Cho! – krzyknął na całą knajpę Józek. — Widzę, że przyprowadziliście swojego człowieka? – dodał, gdy Ryczyńscy już podeszli.
— Nie mieliśmy go z kim zostawić, niestety. Mam tylko nadzieję, że będzie na tyle wychowany, że nie zacznie na przykład pocić się na środku dywanu.
Muczyńscy spojrzeli na człowieka w różowej obróżce, przyczepionej do smyczy w kopytku pani Ryczyńskiej. Grubasek miał tłuste, brązowe włosy związane w dwie kitki, choć ewidentnie był samcem. Miał też na sobie spódniczkę w kratkę w stylu Avril Lavigne oraz fikuśny top z napisem „Jestem za śliczna, żeby pracować”.
— Jak się wabi?
— Fufuś.
— Cześć, Fufuś! – Mariola wyciągnęła pęcinę do człowieka, lecz ten po powąchaniu odsunął się z wykrzywioną twarzą. Mariola posmutniała lekko: zazwyczaj ludzie się do niej garnęli.
— Usiądziecie z nami?
— Oczywiście.
Chwilę później podszedł garçon.
— Co dla państwa?
— Proszę sałatkę z przedszkolaków w malinowym vinaigrette.
— A będzie coś dla człowieczka?
— Da mu pan pasztet z soczewicy – westchnęła pani Ryczyńska.
— No tak, nie dla człowieka kiełbasa — mruknął pod nosem kelner.
Kilkanaście minut później Ryczyńscy i Muczyńscy zajadali ze smakiem swoje foie gras i pate de l’homme, podczas gdy człowiek łypał tylko na nich prosząco spod stołu, ciągnąc za swoją smycz. W końcu nie wytrzymał i wskoczył rękami na stół.
— Fufuś, cichaj! – zestrofowała go pańcia. — Bo jak przyjdziemy do domu, to cię nie uczeszę!
— Bożenko, możesz dać mu trochę pate de l‘homme, czemu nie?
— Ale przecież to… – spojrzała ze zgrozą na poroże męża – kanibalizm.
— Jakoś kiedyś im to nie przeszkadzało.
Józef Muczyński prychnął z irytacją.
— Nic im nie przeszkadzało. Mogli nawet jeść nas. Wyobrażacie to sobie? Co za barbarzyństwo.
— Oj, ja sobie nie wyobrażam – odparł pan Ryczyński. — Dobrze, że to wszystko tak dawno się skończyło. Jeszcze mój pradziadek opowiadał o tych czasach, gdy byłem malutkim jelonkiem.
— Ale żeby kraść zwierzętom mleko? To coś strasznego – pani Muczyńska protekcjonalnie zakryła swoje wymiona. — Wyobrażacie sobie na przykład, żebyśmy my pili ludzkie mleko?
— Mariolu, nie przy jedzeniu!
— Przepraszam – odpowiedziała, po czym wzięła łyk swego koktajlu ze szpikiem kostnym.
Przez kilka chwil towarzyszyła im niezręczna cisza; potem znów podszedł garçon.
— Jak państwu smakuje? Wszystko w porządku?
— Wyśmienite, dziękujemy.
— Czy życzycie sobie państwo coś jeszcze?
— Czy jest dziś w menu Inuit grenlandzki? – spytał pan Daniel.
— Oczywiście! Może podać panu z winkiem? Polecam z kalifornijskim zinfandelem.
Nie mogli niestety spokojnie zjeść, gdyż po niespełna dziesięciu minutach człowiek zaczął piszczeć.
— Siusiu chcesz? – zapytała pani Muczyńska.
Człowiek pokiwał głową i stanął na tylnych nogach. Pani Bożena uderzyła go swoją apaszką.
— Leżeć! Nie wolno tak – spojrzała na Muczyńskich. — No cóż, moi drodzy, my chyba będziemy się zbierać w takim razie. Przepraszam was najmocniej.
— Ależ nic się nie stało, rozumiemy. Pa, pa, Fufuś!
Pani Muczyńska poklepała człowieka po czubku głowy.
Gdy Ryczyńscy wyszli już z restauracji, Daniel oznajmił żonie:
— Ufff, dobrze, że mogliśmy wyjść wcześniej. Dzięki, Fufuś – podrapał człowieka za uchem.
— Też się cieszę! Co za bydło z tych Muczyńskich!