— panie pudełko, anie udełko, niedełko, czy dobrze nas słychać? – dźwięk z trudnością przebija się przez trzy warstwy echotermicznego kartonu. – mamy dla pana dwie wiadomości-ości! dobrą i…
gotowa jest pańska diagnoza!
to starość-ość!
pan pudełko znany jest w całym kraju z powodów łatwo wzbudzanych i niespodziewanych wzruszeń. wzrusza się on sam i wzrusza on innych. wzrusza się tak, że aż łzy lecą z pana pudełka, ciekną. celulozowe warstwy robią się mokre, przecierają się, a w panu pudełku pozostają jedynie dziury.
dziś w nocy jest dzień! dziś w nocy jest dzień! – obwieszcza młodzieniaszek z lokalnej gazety, a pan pudełko zapłakuje wszystkie swoje sześć wewnętrznych ścianek (wliczając wieczko).
wizyty u stomatologa pan pudełko okupuje lamentem całej ulicy.
gdy niedawno wróżka powiedziała mu, że należy odsprzedać wszystko, co się kiedykolwiek kupiło, nie przestawał płakać do następnej środy (tej, kiedy wyrywali mu ząb).
pan pudełko to histeryk, powiecie, to jakiś bamboł płaczący! nawet nie wiecie, w jakim jesteście błędzie, wyplujcie te słowa wszyscy! ty też, mruknisio sztyletowata, nie jesteś wcale lepsza!
pan pudełko to bohater, orędownik wzruszenia, ambasador płaczu intencjonalnie-szlachetnego. roztkliwia się on i mięknie zawsze po to, aby nadać zwykłym chwilom piękno. przejmuje się do głębi, pozwala silnym emocjom przebijać kolejne warstwy, roznosić się echem po swoich wnętrznościach. nakłada w środku fale wzruszeń, amplitudy drgań łaskoczą jego tekturowe ścianki. on sam doznaje wówczas przepotężnych przyjemności. ścianki jego chwilowo tracą swą organiczną sztywność, uwypuklają się i klęsną, aż słychać mlaskodźwięki.
— panie pudełko, anie udełko, niedełko! czy pan coś zrozumiał z tego, co panu tłumaczyliśmy?
ta choroba to nic poważnego, spotyka wszystkich!
proszę się rozejrzeć, każdego z nas!
pan pudełko ani myśli się rozglądać, nie chce słyszeć o starościach, ścianki zlepiają się mocno ze sobą. fale dźwiękowe nie przedostaną się przez grube warstwy celulozy.
— panie pudełko?
potężne kartonowe tarcze odbijają napierający dźwięk, głosy eksperckie rozpraszają się i wirują po pokoju. kobiety-jak-bagietki muszą robić uniki i podrzucać halki, żeby dźwięki ich nie poprzewracały. prawdziwe ludzkie domino pod naporem fal akustycznych, a w środku niego na podnóżku skurczony siedzi pacjent.
— anie udełko?
ściany gabinetu eksperckiego nie wytrzymują naporu nałożonych na siebie fal dźwięków, kruszą się tynki, wykręcają się śrubki i wyskakują przez okna. zegar na ścianie odlicza minuty do wielkiej implozji. kwiaty doniczkowe mdleją z wysiłku. to katastrofa-ofa!
— niedełko?
— tak-ak? – zrezygnowany pyta pan pudełko.
— naprawdę nie ma się czym przejmować, każdemu-żdemu-emu…