/zapiski znalezione w nowym miejscu/
Jest takie miejsce, z którego nie ma już dokąd iść.
I nie ma nie dlatego, że jest ono pośrodku niczego, ale dlatego, że nie prowadzi tam żadna droga.
A ludzie w tych czasach oduczyli się chodzić polami.
To znaczy, że w tym miejscu można się zjawić albo spadając z nieba, albo tak się skurczyć, że pomiędzy trawą pojawią się wąskie przestrzenie przypominające przedziałki. I tymi przedziałkami można tam dojść.
Ale nie da się już wrócić. A przynajmniej nie da się wrócić takim, jakim się było.
Kiedyś wrócił stamtąd jeden człowiek. Miał odkształcone ręce i posklejane włosy, ale najdziwniejsze było to, że nie miał twarzy.
Zamiast twarzy miał coś niezidentyfikowanego, pustego i odpychającego.
Może to kawałek tego miejsca, w którym był.
Myślę, że tak.
Po śmierci tego człowieka to miejsce pojawiło się w naszym mieście.
Wyrosło z jego twarzy.