Mój pies jest głupi. Nie zna się na żartach. Za każdym razem, kiedy słyszy mój dowcip, mówi, że pójdzie na policję i wszystko zezna.
Że będę za kratami do końca życia gnił i był nieszczęśliwy. Najwidoczniej wydaje mu się, że moje żarty to przyznawanie się do jakiejś niebywałej zbrodni. Gdy je opowiadam, on zaczyna wyć do okrągłego kawałka sera zawieszonego na ścianie, bo myśli, że to księżyc. A potem idzie do przedpokoju zjeść moje buty. Smacznego, Bumbo.
Mój pies wymyślił krwawy eksperyment. To zimnokrwiste bydle ma wielki apetyt na mięso. Jak mówił, tak zrobił – zadzwonił na komisariat, opowiedział im moje żarty i stało się. Jestem w więzieniu. Wyrok skazujący – pięć lat pozbawienia wolności. Wolna kpina, ale jednak fakt. Gdzie jest mój mesjasz, moje zbawienie, kiedy jestem w pierdlu? Przyznam nawet, że gdyby ktoś teraz zapłacił mi duże pieniądze za uwierzenie w jasne strony mojego losu, nie przyjąłbym tej forsy. Nie potrafiłbym uwierzyć, że wszystko idzie ku dobremu, cena nie gra roli. Poza tym nie chciałbym uwierzyć – muszę mieć trzeźwy umysł, klarowny ogląd rzeczywistości. Nie płaćcie mi za wiarę w ułudę.
Mój pies zaczął za mną tęsknić. Zrozumiał swój błąd, ale jest już za późno. Siedząc w nocy pod celą, słyszę jego wycie. Czuję je wewnątrz – jest we mnie. Zaczął wysyłać do mnie gołębia pocztowego, który siada na parapecie okna w mojej celi. Gołąb dostarcza mi liściki od Bumbo. Jednak nie trzyma ich w dziobie, tylko w tyłku. To dlatego, że straż więzienna sprawdza i cenzuruje korespondencję. Liściki mają formę zrolowanych świstków papieru. Do tej pory otrzymałem ich dziesięć. Są następującej treści: #FNNFA235, #UUU, #JJJJ8DH8, #KKE13, #HHHHHHHHHHHHHH, #12345PPPPP, #EEE, #9823ISDNJGRDFNM, #OOPP, #1A. Nie widzę w nich żadnej treści, żadnego szyfru albo zakodowanego znaczenia. Albo to przypadkowe ciągi cyfr i liter, albo nie rozumiem grypsery.
Mój pies jest pięknym stworzeniem. Kocham go nad życie. Każdego dnia wydłubuję sekretne listy Bumbo z tyłka gołębia. Robię z nich drobne kuleczki, które nawilżam własną śliną i łzami. Z tych wilgotnych kulek papieru powstaje dzieło. Mija rok mojej odsiadki. W swojej celi stworzyłem rzeźbę papier mâché. Rzeźbę w kształcie psa – mojego psa. Jest to idealna replika 1:1, cudownie! Co dalej? Podobizna ożywa, nabiera ducha. Bumbo staje przede mną cały i żywy. Razem hasamy po niewielkiej celi. Widzę, jak merda ogonem i się cieszy. Mam nadzieję, że klawisze mi go nie zabiorą. Jest mój, tylko mój. A ja jestem tylko jego. Należymy do siebie, posiadamy się wzajemnie. Oto piękno. Koniec z zasranym gołębiem ze świstkiem w tyłku na moim oknie. Koniec z samotnością.
Mój pies nie istnieje. Cudowne ożywienie makiety okazało się fantazmatem. Wspólny taniec w celi był psikusem mojego umysłu. Obok pryczy stoi martwy posąg z papieru. To wszystko. Bumbo już o mnie zapomniał. Nie słyszę w nocy jego wycia. Gołąb nie przynosi mi listów. Jestem odgrodzony od niego zimną i grubą ścianą więzienia. Gniję tu już dwa lata. Sąd odrzuca moje apelacje o skrócenie czasu odsiadki. Mija kolejny rok. Okazuje się, że Bumbo złożył nowe zeznania, które pogrążają mnie jeszcze bardziej. Wyrok zostaje przedłużony o kolejne pięć lat. Nie wiem, dlaczego to robi i co mu zawiniłem. Nie wiem, co na mnie nagadał policji. Nie musimy być razem i pewnie już nie będziemy. Niech tylko nie każe mi tu siedzieć. Nie jestem złym człowiekiem. Nie byłem złym opiekunem dla swojego czworonoga. Bumbo, przepraszam, że czasami ociągałem się z wyprowadzaniem cię rano na spacer albo że nie dzieliłem się z tobą obiadem i kazałem zjadać wyłącznie twoje psie żarcie. Piesku, przepraszam za wszystko. Proszę, odwołaj zeznania. Wypuść mnie stąd. Mam dość izolacji. Nie wytrzymam ani sekundy dłużej.