w sprawozdaniu z przesłuchania napisano jedynie:
„dokumenty powykładano na stół zgodnie z nieuprzejmą prośbą urzędnika lolobrygida”.
w tym krótkim zdaniu zawarto trzy istotne dla czytelnika informacje. zdanie to można wypowiedzieć na jednym wdechu, można na kilku – zachęcam do prób i eksklamacji w miejscach publicznych, zatłoczonych środkach transportu, w bibliotekach, w parkach. można przy tym gestykulować, tupać. na przykład szczęknąć zębami po każdym wyrazie albo zaklaskać na samym końcu, tuż po kropce. albo wypowiedzieć je bez kropki, ha, niech kadra pedagogiczna zawrze z oburzenia.
i dalej obserwować reakcje dookoła.
wróćmy do treści. otóż zebraliśmy w jednym krótkim zdaniu następujące informacje:
– jaki los spotkał dokumenty – a są to ważne umowy, podpisane przez dostojników artyleryjskich z samego wołgogradu!;
– kto nakazał ułożenie dokumentów na stole – choć to w miarę oczywiste miejsce, gdzie dokumenty można przechowywać bez obaw o zostanie posądzonym o niedbalstwo;
– jaką cechę charakteru można bez zawahania przypisać urzędnikowi lolobrygidowi – urzędnikowi o pięknym imieniu, które zawdzięcza włoskiej gwieździe filmowej.
możemy zrobić teraz z nimi (informacjami), co tylko zechcemy. możemy użyć ich w kuchni, łazience, możemy użyć ich nawet do szantażu politycznego. o tak!
sałatka informacyjna – proste danie dla dwóch osób znudzonych sobą nawzajem
czas przygotowania: 15 minut
czas przyswajania informacji: nieskończoność
wróćmy do urzędnika lolobrygida. zagubił się on bowiem między akapitami, a nie jest to taki mały człowiek, żeby łatwo go stracić z oczu. wręcz przeciwnie, jest dość postawny, silny, potrafi podnieść jedną ręką wszystkie teczki z aktami i wrzucić je z hukiem na dno szafy. dlaczego jednak on, nazwany tak pięknie ku czci włoskiej piękności, postanowił jedynie w nieuprzejmy sposób nakazać powykładanie dokumentów i opuścić pokój przesłuchań? co miał na myśli? jaką strategię obrał i co chciał osiągnąć? czy przesłuchania nie polegają na zadawaniu wielu pytań przy konsekwentnym ukrywaniu dokumentów, tak aby przesłuchiwany nie zorientował się, ile o nim już wiadomo?
zapytano drugiego urzędnika.
odpowiedział: „tak, tak, dokładnie tak jest. dokumenty trzymamy w teczkach, nie pokazujemy nikomu, a zadajemy mnóstwo pytań, aż się wszyscy spocą i usną. nie mam pojęcia, dlaczego lolobrygid wszystko nam pomieszał. on normalnie taki nie jest…”
no właśnie, normalnie taki nie jest, co oznaczałoby, że w tym dniu w pracę urzędnika-przesłuchiwacza wdarła się anomalia.
wróćmy do przesłuchiwanego, a raczej dopiero teraz go wspomnijmy. to nikt inny, jak legwan, który postanowił opuścić zoo i rozpocząć karierę prawnika. bardzo elokwentny i światowy legwan, znany ze swej erudycji i przekonujących przemów, które wygłaszał w każdą sobotę po południu na każdy możliwy temat: od geometrii po modę męską, od gospodarki przestrzennej dużych aglomeracji miejskich po kino czeskie nowej fali. czym legwan ten tak mocno podpadł lolobrygidowi, że ten jedynie nakazał w nieuprzejmy sposób, żeby dokumenty poukładać na stole i nie zadał ani jednego pytania? być może legwan zachował się niewłaściwie jeszcze przed samym przesłuchaniem?
zapytano trzeciego urzędnika:
odpowiedział: „nie, absolutnie! legwan zachowywał się należycie, przyznał się do swoich ambicji i chęci zdobywania wiedzy, kształcenia się w dziedzinie prawa. wygłosił nawet krótką, acz niezwykle interesującą przemowę na temat wegańskich substytutów owadziego mięsa. to temat, na który wcześniej nie wiedzieliśmy nic. nie byliśmy nawet świadomi tego, ile gadów przechodzi na dietę roślinną”.
czy tak świadomy ekologicznie legwan naprawdę zasłużył na to, żeby w jego obecności układać dokumenty na stole wskutek wygłoszenia nieuprzejmej prośby, a następnie opuszczać pomieszczenie?
wróćmy jeszcze na moment do sprawcy całego zamieszania – urzędnika lolobrygida. ów rano, jeszcze przed przerwą kawowo-pączkową, uskarżał się na ból lewej kostki. ktoś miał go poprzedniego dnia w tramwaju w tę kostkę kopnąć i nie przeprosić. czy to możliwe, aby fizyczny dyskomfort tak wpłynął na postępowanie urzędnika lolobrygida, który wbrew wszelkich etosom pracy urzędniczej postanowił nieuprzejmie nakazać poukładanie dokumentów, nie zważając nawet na uczucia legwana-przyszłego prawnika?
przyjrzyjmy się na sam koniec samym dokumentom. po co na stole miały znaleźć się umowy z wołgogradu. legwan nie miał nic wspólnego z żadnym rosjaninem, nie był nawet nigdy w rosji, został przetransportowany w drewnianej skrzyni prosto z paragwaju. czy to możliwe, by lolobrygid, poruszony wydarzeniami z tramwaju, pomylił paragwaj z wołgogradem?
zapytano na sam koniec czwartego urzędnika.
odpowiedział: „lolobrygid nigdy nie był asem z geografii, więc to całkiem możliwe. brak znajomości krajów, stolic czy flag nie powinien go usprawiedliwiać, wszyscy w urzędzie jesteśmy światowej klasy specjalistami. ja na miejscu tego legwana wytoczyłbym mu proces”.
i tak też się stało. legwan po ukończeniu edukacji uniwersyteckiej z najlepszymi wynikami postanowił oskarżyć urzędnika o nieuprzejmość, szczegóły procesu niestety są nieznane. zapisano bowiem tylko jedno zdanie:
„urzędnik odmówił stawienia się w sądzie, o czym w nieuprzejmy sposób poinformował na pocztówce wysłanej z paragwaju”.