W mieście Durnych i Niedurnych to właśnie centkowany miętus zrobił największą furorę. Każda jego centka, większa czy mniejsza, zabarwiała język i przełyk mutantów na różne kolory.
Przy pomocy żaróweczki, dołączonej do zestawu można było gardziel podświetlić i zobaczyć drogę połykania, pokrytą kolorowym pasmem smaku.
Zdarzało się nieraz durnym mutantom wyrysować na swoich jęzorach fantazyjny pejzaż, aż centki drżały z dumy, a miętus odgradzał swoje bycie od śliny, by dłużej jeszcze trwać i napawać się doskonałością kolorów. Jednym z najpopularniejszych dzieł z użyciem centkowanego miętusa było odtworzenie na przełyku mapy drogi od miasta Durnych do miasta Ckliwych. Oficjalnie uważa się, że to jedna z najtrudniejszych tras i żadnemu durnemu mutantowi nie udało się tam dotrzeć. Marzyli więc o tym namiętnie przy pomocy swoich przełyków. Trwali przy nich do późnej nocy, podświetlali gardła żaróweczkami i patrzyli sobie głęboko w oczy. Do czasu.
Wszystko zaczęło się jeszcze w mieście Durnych, gdzie wszyscy durnowaci mutanci zaczęli połykać centkowane miętusy ponad limit. Chcieli coraz więcej spotykać się w rozmarzonych kłębowiskach, sycąc się wzrokiem i bliskością. Na ulotce słodycza widniało zastrzeżenie, by jeden tylko miętus był przyporządkowany do danego dnia, najlepiej przed obiadem. Istniała szansa, że będzie oddziaływał oddurniająco jedynie na dania i wesprze ich zdrowość świeżym kolorem. W zdrowych dawkach miętus nie dominował świata, ale zjadany ponad miarę, zmieniał wszystko. Durni obywatele nie słuchali porad producenta i oddurniali miasto w zaskakującym tempie.
Nagle stało się ono całkiem Niedurne i straciło swoje pierwotne właściwości i głupkowatość. Płakały centkowane miętusy, które jedne po drugim znikały w przełykach durno-niedurnych mutantów.
Aż zniknęły na zawsze, wyprzedane i zjedzone w dawkach chorobliwych.
Dzisiaj tamci mutanci są całkowicie niedurni i jeżdżą bez problemu do miasta Ckliwych, siejąc tam swoją niedurnotę i tęsknotę za centkowanymi miętusami. Nie pamiętają jednak, dlaczego.