W kieszeniach, pudełeczkach, szufladach i innych zakamarkach przeznaczonych do przetrzymywania rzeczy małych, ale nierzadko wartościowych, przebiega pewien proces.
Akt wkładania, wyjmowania i mieszania nie jest aktem neutralnym. Macanie ożywia przedmioty. Pcha je ku zniszczeniu, zużyciu do cna. Ale niszczenie również coś produkuje – zniszczelinę. Te wszystkie kłaczki, paprochy, zbrylone starciny, one powstają, to w nich odkłada się i zapisuje życie zakamarkowych martwocin.
Czasami pranie i sprzątanie niszczy niszczelinę, wymazuje biografię przedmiotów wpisaną w najwęższym kąciku kieszeni, w rogu szuflady. Zdarza się i tak, że czyszczenie utwardza i utwierdza w byciu te delikatne jeszcze pozostałości.
Gdy zniszczelina przetrwa wiele prań, wiele sprzątań, wtedy urasta do rangi przedmiotu. Nabiera indywidualnego i niemal demonicznego charakteru. Nie zużywa się, nie bierze udziału w życiu społecznym. Cały czas rośnie, ale w sensie jakościowym, nie ilościowym. Obserwuje i dojrzewa wewnętrznie. Z tym związany jest ów „demoniczny” charakter. Niszczelina przejmuje słabości pomieszczenia i przedmiotów.
Dorosłą niszczelinę można pomylić z „czymś”. Wyjmie się taką i zapyta: „czym jesteś?”, „skąd żeś tu?”, „czym byłaś?”. Przystawiając uch oka do nie wyrwanej jeszcze ze swojego miejsca, w którym jest zakorzeniona, można usłyszeć: „Nazywam się Ceptuwa, pokłoń mi się, a wspomnę o tobie. Tam”.