Piątego dnia bez…
Ciebie wciąż brak
Czwartego dnia bez…
Ciebie nadal brak
Trzeciego dnia bez…
Ciebie mi brak
Drugiego dnia bez…
zakwitł na bezbarwnie
Jednego dnia bez…
użytku stał się Otello o mój ukochany w rozmarynie rozwijaj się w wianku ślubnym zgubnym jakże zdradliwym ochraniaj moje trawienie tej zaguby w tobie bezwartościowej oj piękny panie bez użytku w sobie samym bez wianku już a z bąbelkiem użyczył mi siebie bez prażenia i pieczenia oj pójdę do dziewczyny pójdę do jedynej oj piękna była miłość nasza aż po wielkiego skwasza oj a ty nadal bezużyteczny i wszecheteczny w zdradzie monidłach mokradłach toplinach modlinach pralinach sztyletach szabletach strach.
Bezużyteczny Otello odszedł w podskokach jak pierwszy lepszy ciemniak w sen nocy zaraza zdrady ślepi gały już nie chciały bęc.
Postać rozpaczająca – lubi, oj, lubi rozpaczać się jak stary znoszony but, rozpaczając rozpaczałaby do wschodu słońca. Rozpaczona jak trampka dla rozchodzenia w sens. Wznosi ku górze oczęta w bezużyteczny kres przestworzy, obżerając się chmurką białą jak fura bez. Beza to jej ulubiona słodycz. Dużo bez. Mnóstwo białych cukrowych bez. Bez których można się obejść.