Skip to content
Menu
Gazeta musi się ukazać logo
  • Pamiątken
  • Idea
  • Redakcja
  • Kontakt
  • Zdrapka
Gazeta musi się ukazać logo

Archiwa

Kategorie

Darłowo

Luźny czort w Darłowie

Opublikowano 20 czerwca 202019 czerwca 2020

– Wlejesz ocet do fikusa.

Tak jasno wyrażone żądanie nie mogło spotkać się z odmową, ale musiało napotkać na spojrzenie pełne wątpliwości i strachu. 

– Sprzątaczki trzymają ocet w kantorku, tuż przy drzwiach. W godzinach przed obiadem nikt go nie pilnuje. Nie masz się czego bać, Jasiu – uspokajało widmo, po czym dodało z nadprzyrodzoną pewnością siebie:

– Wlejesz ocet do fikusa.

Czy można wymagać pewności siebie od trzynastolatka z wadą układu oddechowego? Czy można wymagać pewności siebie od nastolatka w ogóle? Owszem, można, ale w określonych sytuacjach. Spotkanie z duchem nie jest jedną z nich. Trudno się więc dziwić, że Jaś bez żadnego protestu, bezgłośnie zgodził się na wszystkie postawione warunki.

– Nie żyje.

– E, pani Krysiu, co pani straszy?

– Nie żyje, nie podniesie się, nie ma go wśród nas.

– Ależ o czym pani, pani Krysiu, mówi?

– Nasz fikus – jak był żyw, tak usechł.

– Nie może być – odparła niepocieszona pani Grażynka, odstawiając mop i zabierając się do szczegółowej obdukcji habazia. Po chwili orzekła to, czegośmy się spodziewali z największym strachem:

– Ten fikus kompletnie obumarł.

– Powiesisz pamiątkę z Zakopanego na miejscu krzyżyka w pokoju opiekunów.

Pani Grażynka obróciła się z boku na bok – nie od wczoraj miała problemy ze snem, czy też ściślej: z jawą i granicą między tą niesforną dwójką. Użyła panaceum, uszczypnęła się w udo, zwykle pomagało. Widmo przybrało ton odrobinę poufale obleśny:

– Nikt niczego nie zauważy.

Pani Grażynka wstała z pościeli, potrzebowała napić się wody. Na swoje (?) nieszczęście, zamiast do łazienki, skierowała się do pokoju opiekunów kolonijnych. Tam ruchami pewnymi, jak pewne mogą być tylko ruchy śpiących, podstawiła sobie krzesło, ściągnęła wiszący dumnie i symbolicznie krzyżyk, i zawiesiła na jego miejscu najprzaśniejszą podkówkę z napisem ZAKOPANE, przedtem zwisającą smutno pod włącznikiem światła. Potem odstawiła krzesło, wyszła, zamknąwszy za sobą drzwi, i skierowała się do łazienki, zaniepokojona tym, co robi na korytarzu i jak wreszcie udało się jej tak głęboko zasnąć, by móc zapomnieć o jawie.

W sanatorium Piramida panował niepokój. Nie mógł go spowodować halny; w owym czasie skierowania nie kierowały byle gdzie, a pacjenci z tendencją do niepokoju nie trafiali pod panowanie halnego. Nie była to też bryza – jej odmładzające działanie było tylko utrapieniem lekarzy kierujących sanatoriami dla pacjentów zaawansowanych w wieku, ale tego rodzaju instytucje w Darłowie nie działały. 

– Zaś znów jakaś klątwa w naszej Piramidzie – zwróciła się pani Krysia do pani Grażynki, której oczy zamykały się, tak jakby nie mogła znieść widoku noża przeszywającego kotlet w sanatoryjnej stołówce.

I właśnie wtedy rozległ się brzękot i plusk łyżek walących o pełne talerze krupniku. Kucharki i opiekunów, i cały personel przebiegł lękliwy dreszcz jak klawisz na wysokie ce albo strajk więzienny. Jaś – najgrzeczniejsze dziecko, jakie sobie może bezdzietny wymarzyć – wstał na swoje niskie, dziecinne krzesełko i zaczął piskliwym głosięciem robić, co w mocy płuc, by być jak mówca wiecowy:

– Po wybrzeżu krąży widmo! Wszystkie potęgi przemysłu spędzania wolnego czasu połączyły się dla świętej nagonki przeciw temu widmu, doktor dyrektor i pani Grażynka, lekarz rodzinny i mama z tatą. Gdzie jest taki pacjent, którego długość snu nie musi być mierzona co do minuty, a zawartość porównana z Sennikiem Egipskim?

Jaś, pani Krystyna i pani Grażynka po obiedzie tego pamiętnego dnia dostali czkawki. Trudno powiedzieć, czy bardziej bali się, że będą nawiedzani jeszcze i jeszcze, czy też że czkać będą po koniec świata. Turnus, tak czy siak, skończył się szybciej, niż wszyscy się tego spodziewali. Podróż z Darłowa do Warszawy trwa jakieś osiem godzin i trzeba nam tylko czuć podziw wobec naszego Jasia, że nie zapomniał, że ma na imię Jaś.

Miro Czernin

Miro Czernin (M. Tschernin, Tchérnine, Max Chernin; ur. 29.11.1991 lub 7.11.1993 w Sielcach n. Oką lub Siedlcu k. Stopnicy) – nieznany szerszej publice mordwiński (polski?) autor kryminałów i opowiadań o tematyce społ.-hist., filolog-amator języków Wschodu, emigrant wewnętrzny (czy zewnętrzny?). Samozwańczy miłośnik braku puenty i kiszonego czosnku. Aktywność różnego natężenia po 2010 (2011).

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Warte uwagi

  • Facebook
  • Instagram
  • Grupa Brzuch
  • Główna
  • Instagram
  • Facebook
  • Polityka prywatności
©2025 Gazeta Musi Się Ukazać – Cyfrowy art-zin | Powered by SuperbThemes
Ta strona używa cookies. Czytaj więcejUstawienia cookiesZgadzam się
Polityka prywatności

Privacy Overview

This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are as essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may have an effect on your browsing experience.
Necessary
Always Enabled
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
SAVE & ACCEPT